środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 2

  Do domu wróciłam około czwartej czterdzieści, przemoczona do suchej nitki i z nadciągającym katarem. Cóż, chmury, które zastały mnie zaraz po wyjściu ze szkoły okazały się naprawdę wredne. Deszcz lunął na mnie niespodziewanie i nim zdążyłam wyciągnąć i rozłożyć parasol byłam morka i zziębnięta. Do domu doszłam w niecałe pół godziny, brnąc w kałużach i błocie, kiedy musiałam przejść przez park Midori.
  Po wejściu do domu powitał mnie głodny Kuro który otarł się o moją nogę, jednak natrafiając na mokry materiał zaraz się odsunął i fuknął. Odłożyłam parasolkę i przeszłam z kuchni do łazienki, gdzie wzięłam ciepłą kąpiel, by chodź trochę się ogrzać.
  Jakoś nie mogłam odwrócić moich myśli od brązowych oczu, które śledziły każdy mój ruch. To było coś dziwnego o czym nie umiałam zapomnieć, więc, żeby powrócić do rzeczywistości odkręciłam na full kurek z zimną wodą i po minucie wyszłam spod prysznica. Przebrałam się w suche i wygodne ciuchy, po czym zabrałam się za przygotowywanie kolacji, którą znów zjem sama z kotem.
  Dzisiejszy pobyt w szkole zakończył się jednak niespodzianką, bowiem dostałam numer od dziewczyny, która siedziała obok mnie. Sakura jeśli dobrze pamiętam – jej imię idealnie odzwierciedlało jej jasno różowe, krótkie włosy. Dziewczyna wydawała się miła i przyjacielska, więc kto wie, może uda mi się zdobyć przyjaciela.
  Po zjedzeniu kolacji zabrałam się za pracę domową, a potem około dwudziestej drugiej położyłam się spać. Ten dzień nie różnił się znacznie od poprzednich, jednak wspomnienie brązowych, prześladujących mnie oczu nie pozwoliło mi zasnąć przez kolejne pół godziny.

  Lekcje japońskiego, geografii i chemii minęły mi nad wyraz szybko, jednak przyszła pora na coś co uczniów wprawiało w smętny nastrój. Matematyka, która ciągnęła się za nami cały czas, była nie do wytrzymania, chodź Pan Hashirama Senju mówił nam cały czas, że wkrótce przejdziemy do działów gdzie będziemy mogli się wykazać. Nie wierzyłam jego słowu, bowiem była to matematyka, a matematyka to zło.
- Aya. - Głos Senju wyrwał mnie z zamyśleń, podczas, których wpatrzona byłam w kołyszące się na wietrze drzewo. - Może rozwiążesz to zadanie?
  Spojrzałam do książki na przykład, który wydawał się dość łatwy. Nigdy nie miałam problemów z matematyką, lecz przerażała mnie z niewiadomych powodów. Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałam w innym mieście chodziłam na korepetycje, które winny uzupełnić moją wiedzę na temat cyferek, w rezultacie nie nauczyłam się niczego i wieczorami musiałam siedzieć i zakuwać wszystko od nowa.
- Dobrze. - Westchnęłam i wstałam.
  Zadanie naprawdę okazało się łatwe, co mnie bardzo zdziwiło. Kiedyś słyszałam, że jeśli zadanie z matematyki rozwiązuje się łatwo, to znaczy, że już popełniło się jakiś błąd. Dla potwierdzenia swojego wyniku spojrzałam na Hashiramę, który uśmiechał się miło. Opierał się plecami o biurko, ręce miał skrzyżowane, a wzrokiem śledził przebieg moich rozwiązań.
- Dobrze. - Powiedział. - Możesz usiąść.
  Wróciłam do swojej ławki, odprowadzania przez spojrzenie każdego w klasie. Jak już mówiłam, bycie w centrum uwagi nie było mi przyjazne.
  Kiedy zajmowałam swoje miejsce, niespodziewanie drzwi do klasy się otworzyły, w progu stanął nasz wychowawca.
- Znalazłem cię w końcu. - Zwrócił się do Senju, który nieświadomy wejścia do pomieszczenia nauczyciela, obracał się właśnie z kredą w ręku i zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Stało się coś? - Spytał zdezorientowany matematyk.
Uchiha podszedł do niego i zaczęli coś pomiędzy sobą szeptać, jednak po chwili wzrok wychowawcy padł na mnie.
- Aya chodź ze mną.
  Na mojej twarzy także pojawiło się zdezorientowanie. Wstałam posłusznie i w niewiedzy poszłam za Madarą. Długi, szkolny korytarz przeszliśmy w milczeniu – Uchiha przede mną, a ja z tyłu wpatrzona w jego plecy.
- Dostałem dziś twoje papiery z poprzednich szkół. - Odezwał się nagle, kiedy przystanął przed drzwiami. Otworzył je sprawnym ruchem ręki i zaprosił mnie do środka. - Usiądź.
  Czułam się jak na jakimś przesłuchaniu. Jakbym była czemuś winna, a przecież nic złego nie zrobiłam.
  Zdziwił mnie jednakowoż wygląd pomieszczenia. Mimo, iż pokój był mały, jego wnętrze mnie zaciekawiło. Całość była utrzymana w jasno brązowym kolorze, na wprost mnie było okno, a pod nim mała kanapa, naprzeciwko kanapy zaś stało biurko, przy którym siedziałam w wygodnym fotelu.   W pobliżu, pod ścianą była oszklona szafka z książkami i segregatorami, w których były różne papiery, a w których teraz grzebał Madara.
- Masz jakieś problemy? - Spytał bez ogródek, zwracając się w moją stronę. W pokoju było dość ciemno, bo okno wychodziło na ścianę szkoły.
Madara widząc moją konsternację, podjął:
- Chodzi mi o twoje poczucie bezpieczeństwa w domu, szkole, poza tymi obiektami. - Usiadł za biurkiem naprzeciwko mnie. Wbił we mnie ciekawskie spojrzenie brązowych oczu, a ja znów poczułam, że chce mnie przewiercić na wylot.
- Nie. - Odparłam bez cienia emocji. Nie wiedziałam czy zwierzenie się ze wszystkich swoich problemów szkolnemu psychologowi było najlepszym wyjściem. Na razie wszystko zatrzymam dla siebie, a później się zobaczy. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku, proszę Pana.
Chyba nie wydał się przekonany, bo jeszcze przez chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja poczułam się lekko zażenowana.
- Pokaż mi swoje ręce.
Moje serce stanęło, by po chwili zacząć bić tak szybko, że myślałam, iż przebije moje żebra. Moje źrenice rozszerzyły się znacznie, a oddech stał się urwany. No pięknie, pomyślałam w strachu. Jeśli zobaczy moje ręce wszystko będę musiała mu opowiedzieć.
- Naprawdę wszystko w porządku Panie Uchiha. - Spróbowałam jakoś z tego wybrnąć. Nie mogłam dopuścić do zdemaskowania. - Chyba lepiej będzie jak już pójdę, matematyka nie jest łatwym przedmiotem, a ja nie za bardzo daje sobie z nią radę.
  Już wstawałam z krzesła, kiedy jego głos mnie sparaliżował.
- Pokaż. - Nie była to prośba.
Ponownie usiadłam na krześle ze spuszczoną głową. Co ma być to będzie, wyciągnęłam przed siebie obie ręce, pozwalając, aby dłonie Madary podwinęły mi rękawy do góry. Patrząc na poczynania psychologa czułam się coraz bardziej zażenowana.
- Jestem innego zdania. - Dotknął kilku blizn na nadgarstkach. Wzdrygnęłam się, czując jak dreszcz przebiega mi po plecach. Chciałam jak najszybciej opuścić ten pokój. - Co się dzieje?
  Milczałam przez dłuższą chwilę ze wzrokiem wbitym w czubki własnych butów. Powiedzieć czy nie? Byłam rozbita pomiędzy dwoma wyjściami. Mogłam powiedzieć całą prawdę i narazić się na kłopoty ze strony ojca lub też okłamać Madarę i mieć na sumieniu coraz więcej grzechów.
- Popatrz na mnie. - Otrząsnęłam się z transu, kiedy poczułam na policzku coś ciepłego. Dłoń psychologa obróciła moją twarz ku sobie. - Powiedz mi co się dzieje. Jeśli będziesz milczeć, nie zdołam ci pomóc.
  Zamrugałam kilka razy i cofnęłam się razem z krzesłem do tyłu. Ścisnęłam w dłoniach rękaw swetra i po prostu stamtąd wybiegłam, słysząc krzyk Uchih'y.



I jak się rozdział podobał? 
Historia powoli się rozkręca, a ja mam w zanadrzu jeszcze kilka rozdziałów i będę musiała się wziąć za pisanie nowych, bowiem....eee.... a nie ważne.
Wyrażajcie swoje opinie :)


































niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 1

  Do liceum w Tokio przeniosłam się po dwóch tygodniach po rozpoczęciu roku szkolnego. Dlaczego? Mój ojciec był dość problematycznym mężczyzną i zawsze musiał wpakować się w jakieś kłopoty, w rezultacie czego ponosiłam potem wszystkie konsekwencje. Moja matka umarła podczas porodu. Z opowiadań ojca wywnioskowałam, że była chorowitą kobietką i nie wytrzymała do końca moich narodzin. Lekarze podjęli czynności, które w tempie natychmiastowym przywróciły mi życie.
  Na skutek wiecznych przeprowadzek nie miałam znajomych, przyjaciół czy nawet kumpli. Nigdy nie przebywałam w miejscu dłużej niż miesiąc czy dwa. Ojciec wiązał się z każdą możliwą yakuzą, na skutek czego inne gangi lubiły po prostu pozbywać się zbędnych jednostek. Martwiłam się o życie swoje jak i ojca, ale z czasem przestało mi na nim zależeć, ponieważ nigdy mnie nie słuchał. Zawsze musiał postawić na swoim.
  Mając na karku osiemnaście lat, sama zajmowałam się domem, edukacją i wszystkimi innymi rzeczami, które spotykałam w swoim marnym życiu. Nigdy jednak nie mogłam narzekać na samotność, bo zawsze przy moim boku czuwał Kuro – czarny kot. Podczas przeprowadzek to on zawsze pakował się do auta jako pierwszy, przez co nie musiałam się martwić, że go niechcący zostawię.
- Kuro! - Zawołałam donośnym głosem, pakując jedzenie z puszki do miski dla kota. Zwierzę pojawiło się w kuchni po niespełna sekundzie i od razu zabrało się za pałaszowanie jedzenia.      Patrzyłam na niego z sentymentem i miłością, co zawsze owocowało darmowym kaloryferem w chłodne noce, kiedy to Kuro zawsze kładł się na poduszce obok mnie i mruczał cicho.
  Spojrzałam na zegar naścienny, który wskazywał wpół do ósmej. Jeśli chciałam dotrzeć do szkoły punktualnie, musiałam się już zbierać. Nie przygotowałam wcześniej żadnego obiadu, obeznana z faktem, że i tak go nikt nie zje. Ojca nigdy nie było w domu, no chyba, że przypomniał sobie o czymś tak ważnym jak egzystencja z rodziną, ale i to zdarzało się tak rzadko, że nie pamiętam.
  Zabrałam z oparcia krzesła torbę i założyłam przewiewny sweter, by tylko ukryć moje małe problemy. Cóż, kiedy mówiłam, że cięcie się jest dla ludzi o słabym stanie psychicznym, a wychodziło na to, że ja także się do nich zaliczam. Znalazłam ukojenie w zadawaniu sobie bólu, chodź nie mogłam przyznać, że było to miłe. I jeśli tylko będę ostrożna, to nikt się nie dowie o moim małym sekrecie.
  Wyszłam pośpiesznie z domu i skierowałam się w stronę szkoły, gdzie dziś miałam zacząć swoją pierwszą przygodę z nową klasą.

  Dzwonek oznajmił nam wszystkim, że przerwa się już skończyła, dlatego każdy zajął swoje miejsce w ławce. Chociaż zdarzały się jeszcze takie przypadki, że ktoś się spóźnił czy w ogóle nie przyszedł na lekcję, wszystko zapowiadało się w miarę spokojnie. Jak dotąd przeżyłam trzy lekcje – angielski, historię i matematykę, gdzie mogłam się przedstawić – a teraz przyszła kolej na godzinę wychowawczą, gdzie poznam swojego opiekuna. Dopiero na tej lekcji będę musiała zwierzyć się ze swojego życia.
  Kiedy wszyscy już siedzieli w ławkach, do klasy wszedł nasz wychowawca – wysoki mężczyzna o długich czarnych włosach związanych w kitkę i brązowych oczach, które patrzyły na świat przed sobą. Gdzieś z boku dobiegł mnie szepty dziewczyn, które wskazywały na to, że nie tyle co szanuję swojego nauczyciela, co po prostu się w nim zadurzyły.
  Mężczyzna całkowicie zbył szepty, odłożył swoją torbę na krzesło za sobą i spojrzał na nas wszystkich ciekawskim wzrokiem, który niespodziewanie zatrzymał się na mnie o wiele za długo. Wzdrygnęłam się pod wpływem przenikliwego spojrzenia, lecz nie dałam za wygraną i wytrzymałam to.
- Dla nowych... - Zaczął i zapisał swoje imię na tablicy za plecami. - Jestem Madara Uchiha, wasz wychowawca, nauczyciel historii oraz psycholog szkolny.
  Przez krótką chwilę wydawało mi się, że wokół niego zebrała się aura tajemniczości i oziębłości, którą nam zafundował na samym wstępie. Może było to tylko złudzenie, lecz poczułam lekki strach.
Siedząc pod oknem mogłam wyjrzeć na zewnątrz gdzie dziś pogoda była odzwierciedleniem mojego humoru. Zbierało się na deszcz, a nad szkołą Hannobi zawisło kilka naprawdę ciężkich i czarnych chmur. Na szczęście miałam przy sobie parasolkę i sweter, więc nie musiałam się martwić tym, że zmoknę czy będzie mi zimno.
- W tej szkole nie tolerujemy osób, które wymigują się od obowiązków czy po prostu przysłowiowo „płyną”. Mam nadzieję, że trójka nowych uczniów weźmie to sobie do serca.
  Ponownie zatrzymał na mnie swój wzrok. Tym razem obróciłam speszona głowę i spojrzałam po dwójce nowych osób w klasie, które dotarły dopiero na tą lekcję.
- A może nowi uczniowie chcieliby coś o sobie opowiedzieć? - Zachęcił Madara, wskazując na chłopaka siedzącego w środkowym rzędzie dwie ławki bliżej.
- Sasuke Uchiha. - Czyżby rodzina wychowawcy? - Interesuję się muzyką.
  Brunet usiadł w ławce i skrzyżował ręce na piersi. Teraz przyszła kolej na dziewczynę siedzącą przede mną. Swoje długie blond włosy miała spięte w wysoki kucyk.
- Ino Yamanaka. - Głos miała cichy i niepewny. - Przeprowadziłam się z Chib'y, a interesuję się historią.
  Ino usiadła grzecznie w ławce, a nauczyciele tak samo jak reszta klasy, spojrzeli na mnie. Poczułam narastające napięcie i frustrację. Nie byłam przyzwyczajona do bycia w centrum uwagi, zawsze stałam z tyłu i po prostu obserwowałam. Strach oblał mnie całą, a ciarki przeszły po plecach.
  Nabrałam powietrza i westchnęłam, by chodź trochę się uspokoić.
- Nazwyam się Aya Fuuma. Dopiero ok kilku tygodni mieszkam w Tokio, wcześniej dużo się przeprowadzałam. Interesuję się fotografią i tworzeniem.
- Rozwiń myśl. - Wtrącił Uchiha, świdrując mnie swoim dziwnym spojrzeniem. Jego brązowe oczy dosłownie wierciły mi dziurę w głowie. Pod takim ciężarem na krótką chwilę spuściłam wzrok, poczułam jak moje policzki nabierają żywszych kolorów, a ogień rozpala mnie od środka.
- Moja twórczość oscyluje wokół opowiadań, wierszy i krótkich tekstów. Czasami też maluję.
  Mogąc w końcu usiąść za pozwoleniem nauczyciela, wbiłam wzrok w nadciągające burzowe chmury. Przez resztę czasu, który pozostał mi do opuszczenia murów szkoły miałam wrażenie, że wzrok Uchihy zatrzymuje się na mnie na chwilę, by potem powrócić do obserwowania klasy. Takie wrażenie nie opuszczało mnie, aż do dzwonka.












sobota, 19 grudnia 2015

Prolog

Ciemne chmury zawisły nad Tokio, burza nadeszła zbyt szybko, deszcz lunął z chmur. Słońce już dawno schowało się za szarymi obłokami, zabierając ze sobą gorące i złociste promienie. Jak na początek kwietnia pogoda była pod psem. Wszystko wskazywało na to, że do domu dotrę przemoczona i zmarznięta. 
  Jednak, kiedy od mieszkania dzieliło mnie mniej niż jeden kilometr, coś wielkiego i czarnego wyskoczyło z zaułka, obok którego przechodziłam. Donośny wrzask antagonisty rozdarł powietrze, wywołując u mnie nagły strach, paraliżujący moje ciało. Zatrzymałam się niepotrzebnie, stanęłam w miejscu i ściskając w dłoniach torbę spoglądałam na biegnącego w moją stronę mężczyznę. W jego dłoni błysnął nóż, a usta ponownie wykrzyczały jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa.
  Dlaczego nie mogę się ruszyć, pomyślałam? 
  Mężczyzna był coraz bliżej, a ja nadal stałam w miejscu, wpatrzona w jeden punkt przed sobą. Osobnik zmaterializował się nagle przede mną, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie, tak samo jak nóż, który trzymał w dłoni. 
- No proszę, co my tu mamy? - Zaśmiał się zwycięsko.
  Nadal nie mogłam ruszyć się z miejsca, jakby jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w ryzach i nie chciała wypuścić. Otwarłam szeroko o czy, kiedy dłoń mężczyzny dotknęła mojego policzka. Potem zjechała niżej na ramiona, ciągnąc ku górze rękaw mojego swetra. 
- Widzę, że masz problemy. - Mężczyzna przejechał dłonią po kilku bliznach widniejących na moich nadgarstkach. - Chodź ze mną, a coś na to poradzę.
  I nagle jak piorun z nieba strzelił odzyskałam władzę w nogach. Zerwałam się do biegu, czując jak mężczyzna podąża za mną. Gdyby nie to, że regularnie uprawiałam jogging, to na pewno byłabym już kolejną ofiarą tego kolesia. Skręciwszy w boczną uliczkę, zawinęłam się między śmietnikami, co spowolniło goniącego mnie mężczyznę. W całym tym strachu nawet nie zdążyłam się mu przyjrzeć. 
  Założyłam torbę na ramię i spięłam czarne włosy w kucyk, który ukryłam pod kapturem kurtki. Dostrzegając w oddali sporą grupę ludzi, wtopiłam się w tłum. 
  Jeśli mi się uda, to go zgubię. Jeśli nie, ludzie wokół mnie załatwią sprawę. 
  Obejrzawszy się dyskretnie przez ramię, nie dostrzegłam napastnika. Może znikł w zaułku, albo dał za wygraną? 
  W każdym bądź razie musiałam iść do domu. 




Witam serdecznie.
Na tym oto blogu będę się posługiwać pseudonimem Shiver, bo tak mi wygodniej. 
Jak mogliście już zauważyć po zakładce "BOHATEROWIE" w blogu występuje dwóch głównych bohaterów: Aya i Madara.
Nie będę spoilerować o czym jest historia, bo tego dowiecie się sami wraz z nowymi rozdziałami, które postaram się wrzucać systematycznie. 
Nie jestem poukładaną kobietą, ale dam z siebie wszystko, by was nie zanudzić. 
Oczywiście mam też nadzieję, że opowiadanie szybko przypadnie wam do gustu i będziecie chcieli dzielić się ze mną waszymi przemyśleniami, obiekcjami czy negatywnymi wypowiedziami. 
Proszę, zwracajcie mi też uwagę na błędy ortograficzne. Jestem prostym człowiekiem i też popełniam ów błędy. Chodź nie tylko ortografia u mnie pada - przecinki i źle skonstruowane zdania też.

Mam nadzieję, że dotrwamy razem do końca.