sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 7

  Nikt nie potrafił poradzić sobie z Akatsuki. Zawsze, albo uciekali jakimś sposobem policji, albo nie było przeciwko nim żadnych dowodów. Swoimi chytrymi i nieczystymi zagrywkami potrafili obrobić z pieniędzy dosłownie każdego i tylko ten, kto należał do yakuzy, wiedział jak się z nimi obchodzić. 
   Madara raz jeszcze spojrzał na pogrążona w głębokim śnie dziewczynę: wyglądała na całkowicie bezbronną i potrzebująca natychmiastowej pomocy. I chodź z jej zachowania można było wywnioskować, że jest naprawdę dojrzała, to teraz widząc ją w tym stanie, mogłoby się komuś zrobić jej żal.
   Mężczyzna po cichu opuścił sypialnię i zadowolił się ciepłym prysznicem, po którym obowiązkowo ułożył się na nie dość wygodnej rogówce i zasnął. Śniłam o zimowej, deszczowej nocy. Stałam na środku drogi, którą przecinały białe pasy, a światło latarni rzucało nienaturalny odcień bieli ma mężczyznę, który był zwrócony do mnie plecami. Od razu mogłam stwierdzić kim był.
   Madara. 
   Postąpiłam krok do przodu, jednak zaraz świata wokół mnie zmienił się w postrzępiony obraz i jak farba olejna stracił kształty oraz kolory. Chciałam zrobić jeszcze kilka kroków w kierunku Uchihy, lecz moje ciało nagle stało się zbyt ciężkie, by ruszyć do przodu. 
   Nie mogłam krzyczeć, a tak bardzo chciałam go zawołać, by mi pomógł. Jedyne co otrzymałam to ostry ból w okolicy żołądka. Madara obróciwszy się w moją stronę, wycelował we mnie z pistoletu i pociągnął za spust. 
   W nocy przebudziłam się co najmniej trzy, jak nie cztery razy, kuszona dziwnym uczuciem niepokoju. Spoglądając pierwszy raz na pokój, w którym się znalazłam wpierw odczułam wszech ogarniający mnie strach. Przez krótką chwilę nie mogłam sobie przypomnieć co stało się zaledwie kilka godzin temu, ale wydarzenia z ubiegłego dnia szybko wdarły się do mojej głowy i zaprowadziły w niej chaos.
   Miałam tyle pytań, na które nie znałam żadnej sensownej odpowiedzi: dlaczego mężczyzna w fioletowych włosach mnie gonił? Czego chciała ode mnie reszta jego ekipy? I w końcu, dlaczego powiedziałam o wszystkich moich problemach Madarze. Przecież nie tak dawno upierałam się, że będę milczeć i do wszystkiego dodaję sama. Co mną kierowało, kiedy wyrzucałam z siebie nieprzyjemne wspomnienia? Dlaczego tak się stało? 
   Byłam zła na Madare za to, że tak łatwo mnie przejrzał, czy na siebie, że tak szybko uległam? Wstałam z naprawdę wygodnego łóżka, opierając bose stopy na zimnej jak lód podłodze. Na początku się wzdrygnęłam, kiedy po całym moim ciele przebiegły dreszcze, lecz nie musiałam czekać długo, aby się przyzwyczaić. Podniosłam się z posłania i podeszłam do zasłoniętego żaluzją okna. Pociągnęłam za sznurek budząc mechanizm rolety do działania, po czym moim oczom ukazał się skąpany w blasku bladego i zimnego słońca niewielki, lecz zadbany ogród.
   Nie było tu przesadności, jedynie drzewo, kilka krzewów i roślin. Ogród, jak każdy inny. Obróciłam się na pięcie, dostrzegając na krześle obok łóżka swoje ciuchy. Były suche, więc śmiało mogłam z powrotem je na siebie przywdziać. Wzięłam ubrania i po cichu otworzyłam drzwi na korytarz.
   Przez chwilę jeszcze nasłuchiwałam czy gospodarz się nie obudził, po czym na palcach przeszłam do łazienki, w której spędziłam sporą ilość czasu próbując doprowadzić się do względnego porządku.
 - Wszystko w porządku? - Gdy rozległo się niegłośne pukanie do drzwi, podskoczyłam w miejscu. Przestraszyłam się przez co straciłam z umywalki niewielkie lusterko, które jednak zdążyłam złapać w locie. Refleks szachisty.
 - Tak. - Odparłam po głębszym oddechu.
 - Przygotowałem śniadanie. Zejdź jak skończysz. - Powiedział Madara i już po sekundzie usłyszałam jego kroki na schodach. 
    Jak to się stało, że nie spostrzegłam kiedy po nich wchodził? Byłam, aż tak zamyślona, że wyłączyłam słuch?     Ostatni raz spojrzałam na swoje marne oblicze w lustrze. Mimo starannego zabiegu, który miał zmienić mnie z zombie w człowieka, nie wygalałam lepiej. Sińce pod oczami, blada skóra i puste spojrzenie. 
 - Dobra, muszę zejść do kuchni i przynajmniej spróbować wyglądać jak człowiek. - Uszczypnęłam się w policzka, co na chwilę przywróciło im kolor, po czym zostawiając niewdzięczne lustro wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kuchni, skąd dobiegł mnie przyjemny zapach świeżych tostów, jajecznicy i soku pomarańczowego. 
   Madara kręcił się koło lodówki, co chwilę na powrót stawiając coś na stole. Musiałam przyznać, że pierwszy raz czułam się tak dziwnie. Niby nic, bo to zwykłe śniadanie, ale Uchiha w czarnych spodniach i tego samego koloru golfie był naprawdę intrygującym zjawiskiem.
 - Aya. - Usłyszałam nagle jego głos blisko siebie. Spojrzałam do góry. - Wyłączyłaś się? Madara stał przede mną z kubkiem kawy w ręce. Upił spokojnie jej łyk, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. 
 - E... tak. - Postarałam się o przekonywujący uśmiech. Gestem ręki gospodarz domu wskazał mi krzesło, a ja posłusznie na nim usiadłam.
   Na talerzu przed sobą miałam jajecznicę i dwa tosty, a obok sok pomarańczowy i słoik dżemu. Madara usiadł po mojej prawej i sam zabrał się za jedzenie. W duchu stwierdziłam, że pierwszy raz jem z nauczycielem śniadanie w jego domu, w którym spędziłam noc. Momentalnie moje policzki zapłonęły, a ja zakrztusiłam się tostem. Kiedy zauważyłam w górze rękę Uchihy, powstrzymałam go. 
 - Jest... dobrze. - Odchrząknęłam, szybko rozumiejąc sytuację. Madara spojrzał na moje rękawy z dezaprobatą. - Zauważyłem, że dobrze dogadujesz się z rówieśnikami. - Skupił się na swoim śniadaniu.
 - Tak. - Przytaknęłam. Ręką mi zadrżała i nagle zatrzymała się w miejscu, ściskając widelec.
   Zauważył. 
   Ktoś pierwszy raz zauważył, że dogaduję się z innymi, a nie tylko ich odtrącam. Nagle zrobiło mi się miło, a uśmiech sam przebił się przez stalową maskę, która zawsze ubierałam nim wyszłam z domu. Jak na zwykłego, szkolnego psychologa, Madara potrafi wiele ze mnie wyciągnąć bez większego problemu. Nigdy bym nie pomyślała, że na mojej drodze stanie ktoś taki. 
 - Oni są... mili. Są naprawdę zgraną klasą. - Uśmiechnął się szczerze. 
- Trafiłaś na dobrych ludzi Ayo. - Chciałam wierzyć, że jego słowa są prawdą, ale przez własne doświadczenie wiedziałam, że ludziom nie można ufać od tak. - Powiedz... czy ktoś jeszcze wie o... 
 - Nie. - Stwierdziłam szybko. - O moim ojcu wiesz tylko ty.
 - Rozumiem. - Madara zamyślił się na dłuższą chwilę podczas, której mogłam dokończyć śniadanie i zająć się pysznym, świeżym sokiem pomarańczowym. - A twoja rodzina? Nie masz kogoś, u kogo mogłabyś zamieszkać?
 - Mam ciocię, ale ona mieszka w innym kraju. Wyprowadziła się z Japonii razem ze swoim mężem. - Wytłumaczyłam.
 - Hmm... Nie mogę bezpośrednio angażować się w twoje prywatne sprawy, ale jeśli kiedykolwiek będziesz szukać pomocy, zwróć się do mnie.
Czy to były kolejne puste słowa, którym nie mogłam ufać? 

  Jeszcze przed południem wróciłam do domu. Madara był na tyle hojny, że zawiózł mnie pod same drzwi i sprawdził czy w mieszkaniu nie ma jakiś podejrzanych typków, którzy koniecznie chcieli poznać mnie trochę bliżej. 
   Kuro już od wejścia zamęczył mnie miauczeniem i fochem. No cóż, miał powód, bo jego wredna pani nie dała mu puszki i musiał zadowolić się suchą karmą. 
 - Mógłbyś tylko udawać, że się martwiłeś. - Fuknęłam na niego, kiedy wlewałam letnie mleko do jego miseczki. Kot w ostateczności mnie olał i oddał się przyjemności, jaka wynikała z opróżnienia naczynia.
   Nagle drzwi do domu trzasnęły, a w progu stanął mój ojciec. Kompletnie pijany i pobity. Nie miałam zamiaru wdawać się z nim w żadne słowne potyczki, więc opuściłam kuchnię i poszłam do swojego pokoju. Jednak kiedy tylko moja noga dotknęła pierwszego schodka, żelazny uścisk zacisnął się na mojej ręce i pociągnął do tyłu. Upadlam na plecy czując jak ostry ból rozchodzi się po moich kościach i mięśniach.
 - Gdzieś ty była? - Spytał, a smród jaki poczułam wywołał u mnie odruch wymiotny. Spróbowałam się wyswobodzić z jego uścisku, lecz to tylko pogorszyło sprawę. Ojciec rozwalił butelkę, która trzymał w ręce o kant ściany, a jej kruche i bardzo ostre kawałki potoczyły się po podłodze. Przestraszyłam się nie na żarty.           Owszem często dochodziło do takich sytuacji, ale ojciec nigdy mnie nie skrzywdził w taki sposób.
 - Spałam u koleżanki. - Warknęłam gniewnie. Próbowałam się uspokoić i nie patrzeć na ostre końce butelki, które były coraz bliżej mojej twarzy. 
 - Kłamiesz. - Wrzasnął głośno. - Widziałem pod domem auto. Kto to był? Glina? 
   Widział mnie jak wysiadałam z samochodu Madary?
   Nie miałam nic na swoją obronę. Ojciec mnie widział i nie było sensu kłamać. Milczałam. 
- Pytam się. Butelka zawisła nad moją twarzą i z impetem wbiła się w podłogę milimetry od mojej twarzy.           Chociaż i tak podczas uderzenie jeden z kawałków trafił mnie w policzek rozcinając skórę. Zdusiłam w sobie krzyk. Czerwona, ciepła krew spłynęła po mojej buzi.
 - Do pokoju! - Ojciec puścił mnie, a ja natychmiastowo ewakuowałam się z holu. Grzebiąc w szafce wyciągnęłam z niej butelkę wody, którą odkręciłam, a zawartość wylałam na chusteczkę. Powoli przemyłam ranę i lekko zaschnięta krew, po czym sięgnęłam do szuflady biurka skąd zabrałam pudełko z plastrami.





















niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 6

   Dzień dobry. Jak mogliście już zauważyć rozdziały wrzucane są w pewnych odstępach czasowych. Nie mam w zapasie weny, więc na razie wstawiam to co napisałam już dawno temu. Rozdziały muszą mieć taką przerwę, ponieważ wierzę, że pomiędzy datami wstawiania mogę coś jeszcze dopisać/ napisać. 
   Na moim blogu pojawił się też nowy szablon, który całkowicie pochłonął moją aprobatę. Jest cudowny, a zawdzięczam to Nie tylko czarne na białym - załoga świetna, a ich prace epickie. Jeśli chcecie zamówić szablon, to polecam tę stronę. 
   Nie przeciągając, wstawiam nowy rozdział, który - mam nadzieję- przyjmiecie z otwartymi ramionami :)
  I wybaczcie mi błędy. Poprawiłam je zanim wstawiłam rozdział, ale pisałam go późno w nocy :)



- Wytłumaczysz mi łaskawie co się dzieje?
  Obróciłam głowę w stronę kierowcy. Jego brązowe oczy dosłownie na moment oderwały się od ulicy i spoczęły na mnie. Wiedziałam, że w tym spojrzeniu była przestroga, coś złego – coś co zwiastowało kłopoty.
- Nic. - Burknęłam, szybko odwracając głowę. - Nic. - Powtórzyłam ciszej, spuszczając głowę i zamykając oczy.
  Madara nie odezwał się ani słowem przez całe dziesięć minut drogi, gdzie na jej końcu zaparkował samochód pod domem.
- Wysiadaj i chodź. - Powiedział cierpko, wychodząc z wozu.
  Deszcz uderzył w niego ze zdwojoną siłą, jakby go nienawidził. Ja wpatrzona w jego sylwetkę manewrującą między kroplami deszczu z ciężko bijącym sercem, otworzyłam drzwi, a potem parasol, by nie zmoknąć.
  Uniosłam głowę do góry, by spojrzeć na zupełnie zwyczajny dom wychowawcy.
- No chodże. - Popędził mnie, łapiąc za rękę.
- Może ja jednak wrócę do domu. - Wyrwałam się z jego uścisku. - Nie powinnam…
- Oszalałaś? - Madara wydał się naprawdę zdenerwowany. Jego oczy w ułamku sekundy zapłonęły. -   Jest zimna noc, pada deszcz i zbiera się na burzę. - Obrócił się i pociągnął mnie za sobą. - A poza tym skończyło mi się paliwo.
  Nie wiem czemu, ale po tych słowach na krótką chwilę uśmiechnęłam się. Uścisk na mojej ręce zelżał, a sam Madara wydał się odrobinę spokojniejszy.
  Weszliśmy do jego domu, gdzie powitało nas przyjemne ciepło i światło.
- Chcesz wziąć prysznic? - Spytał, zwracając się w moim kierunku.
  Przytaknęłam niemo, rozglądając się dookoła. Mieszkanie było naprawdę zadbane i pięknie urządzone. Musiałam przyznać, że wystrój mi naprawdę imponował.
- Łazienka jest na górze – pierwsze drzwi na lewo. - Uchiha zniknął w jednym z pokoi na pięć minut, a ja zdążyłam w tym czasie zajrzeć do salonu. Dwa duże okna wprowadzały do pokoju blade światło latarń z ulicy, skórzana rogówka stojąca zaraz przed nimi zasłana była miękkimi i dużymi poduszkami. Na małym stoliku zaraz obok pokaźnego mebla walała się sterta książek o psychologii. Pokusiłam się o zerknięcie na nie, aby odczytać ich tytuły, kiedy usłyszałam w korytarzu odgłos kroków.
- Proszę, ręczniki. - Wszedł do salonu.
- Przepraszam, ja tylko…
Madara przymknął lekko powieki, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Nic się nie stało. - Podał mi ręczniki. - Moja siostra zostawiła kilka ubrań w szafie, więc możesz założyć jej ciuchy.
  Podziękowałam i chwyciłam wszystko w drżące ręce. Szybko zniknęłam w korytarzu, kierując się po schodach do góry.
- Łazienka była po lewej, tak? - Spytałam cichutko samej siebie.
  Niepewnie chwyciłam za klamkę, która ustąpiła od razu. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem zapraszając mnie do środka, a po sekundzie znalazłam włącznik światła. Łazienka była utrzymana w szarych kolorach z dodatkiem zieleni w postaci akcesoriów. Prysznic był oszklony i szeroki.
  Odłożyłam otrzymane rzeczy na komodę obok i podeszłam do umywalki, nad którą wisiało sporych rozmiarów lustro. Przejrzałam się w nim, dochodząc do wniosku, że w tym momencie mogłabym uchodzić za postać z jakiegoś tandetnego horroru. Pod oczami malowały mi się sine ślady, blada skóra odznaczała się na tle puszystych od deszczu, brązowych włosów.
- Wyglądam jak upiór. - Skomentowałam.
  Szybko zabrałam się za zdejmowanie mokrych ubrań, które rozwiesiłam na naściennym kaloryferze. Zaczynało mi się robić zimno, a dreszcze pędem przebiegły po moich plecach. Weszłam pod prysznic, który zaraz mnie rozgrzał, sprawiając, że moja skóra w końcu nabrała koloru.
  Spojrzałam na swoje ręce, gdzie malowało się sporo blizn.
- I co teraz?
  Co się stanie jeśli wrócę do domu? Zastanę w nim pijanego ojca czy może tych ludzi, którzy próbowali mnie złapać?
  Jak miałam odpowiedzieć na te pytania? Jak miałam przekonać w końcu ojca, by zaprzestał wszelakich kontaktów z yakuzą?
  Oparłam się plecami o ścianę, po której spływały krople gorącej wody. Przymknęłam oczy i westchnęłam przeciągle.
- Dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie?


  Po ciepłym i przyjemnym prysznicu, ubrałam się w ciuchy siostry Madary, które nie powiem, ale pasowały idealnie. Duża, brązowa koszulka z obrazkiem przedstawiającym śmiesznego tosta i czarne, luźne spodenki.
  Po raz ostatni spojrzałam w lustro, które teraz przestawiało żywą postać, po czym opuściłam łazienkę. Z dołu dobiegły mnie odgłosy rozmów, więc zapewne Madara oglądał telewizję. Zeszłam cicho po schodach, nieśmiało zaglądając do salonu, gdzie nikogo nie zastałam.
- Już ci lepiej?
  Usłyszałam za sobą jego głos. Serce podskoczyło mi do gardła, a ciało znieruchomiało. W ostatnim momencie powstrzymałam pisk. Widząc to, Madara nie ukrywał zadowolenia. Wyminął mnie i usiadł na kanapie, kładąc na stoliku dwa kubki z herbatą.
- Chodź. - Zachęcił mnie, widząc moje wahania.
  Ciepło kominka, nad którym wisiał telewizor uderzyło mnie zaraz po wejściu do salonu. Usiadłam w bezpiecznej odległości od Madary i chwyciłam swój kubek w dłonie. Jego gorąc był przyjemny i wcale nie parzył.
- No, więc – Zaczął, patrząc w moją stronę. - Wytłumaczysz mi łaskawie co tam się działo?

   Siedziałam na skórzanej rogówce wpatrzona w ogień, który wesoło błądził po równo ułożonym w kominku drewnie. Cichy trzask polana zahipnotyzował mnie i nie pozwolił obrócić wzroku ani wydobyć z siebie żadnego słowa.
  Czułam się jakby na moim ramieniu siedział mały diabełek i podpowiadał mi, żebym była cicho, bo wkopię się w jeszcze większe tarapaty niż dotychczas. Natomiast na moim drugim ramieniu pojawił się aniołek, który notorycznie krzyczał mi do ucha, że mam powiedzieć prawdę, bo kłamstwo do niczego nie prowadzi, a przynosi jeszcze więcej zła.
  Byłam rozdarta – kolejny raz – pomiędzy dwoma wyjściami. Tym razem było mi ciężej, bo nie mogłam lekko skłamać. Madara wszystko widział. Widział jak Kento wybiega z uliczki za mną z błyszczącym workiem w dłoni. Ten widok był jednoznaczny.
- Chyba nie ma sensu cię okłamywać co? - Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, ściskając w dłoniach kubek gorącej herbaty.
- Nie. - Odparł tak samo się uśmiechając.
  Znów przeniosłam wzrok na palący się w kominku ogień, upiłam łyk herbaty i zaczęłam opowiadać – pierwszy raz szczerze, bez owijania w bawełnę. Prawda wypłynęła ze mnie bezboleśnie, szybko sprawiając, że zrobiło mi się lżej. Czułam jak wielki kamień spada z mojego serca i rozpada się na milion kawałeczków. W duchu przyznałam, że powiedzenie prawdy nie było takie straszne. Madara cały czas uważnie mnie słuchał, czasami przytakując skinieniem głowy na znak, że nadal mnie słucha.
  Czas mijał szybko, on dosłownie płynął między nami zabierając każde moje słowo gdzieś daleko.
Opowiadałam jak razem z ojcem przeprowadzaliśmy się tyle razy, że nawet nie zdążyłam zapamiętać imion kolegów z klasy. Wyznałam, że należy do yakuzy i cały czas mamy przez to kłopoty. Nękania, napady czy rabunki były na porządku dziennym. Trwało to tak długo, że zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, chodź czasami zaszywałam się w swoim pokoju na długi czasu i płakałam w kącie jak dziecko, pragnąc, aby wszystko skończyło się w tym momencie. Marzyłam o normalnym życiu, normalnych problemach, przyjaciołach i innych, którzy, by mnie wsparli, kiedy coś mi się nie uda.
Kiedy nie znalazłam żadnego rozwiązania zaczęłam sięgać po drastyczniejsze metody pozbywania się ciężkich wspomnień. Zaczęłam kaleczyć swoje ciało, bo wydawało mi się, że tak uwolnię się od wewnętrznego bólu. Z czasem i to nie przynosiło żadnych rezultatów, a nawyk pozostał.
  Przerwałam swoją historię, by nabrać głębokiego oddechu, nawet nie mając pojęcia, że płaczę. Powrócenie do tego wszystkiego było naprawdę bolesne. Nigdy nikomu nie opowiadałam o swoich problemach, a teraz wyrzuciłam wszystko z siebie i zdałam sobie sprawę, że trzymanie tego w sobie raniło mnie najbardziej.
- Już… uspokój się. - Kojący głos Madary owinął się wokół mnie. Poczułam ciepło, kiedy objął mnie ramionami i zaczął lekko kołysać jak małe dziecko.
  To właśnie w tamtym momencie wybuchłam goryczą, skrywaną od tak dawna. Dreszcze przeszyły mnie na wskroś, ciałem wstrząsł szloch.
  Ten wieczór okazał się istnym poplątaniem wspomnień, myśli i uczuć. Nie wiedziałam co robić ani co myśleć. Pragnęłam, by w tamtym momencie czas stanął w miejscu i nigdy nie ruszył, bo było mi tak dobrze. Czułam się bezpieczna – pierwszy raz w życiu nie musiałam się martwić o to, że po otwarciu oczu ujrzę pijanego ojca i yakuzę w progu.


































czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 5


  Przez kolejny tydzień chodziłam po lekcjach do psychologa i razem próbowaliśmy rozwiązać mój nieistniejący problem. Wyszło w końcu na to, że nie wspomniałam ani słowem o tym, że mój ojciec należy do yakuzy i nasze życie wisi na włosku. Nie przemogłam się i nie podjęłam próby zburzenia muru. Wszystkie problemy zachowałam dla siebie. Do czasu.
- Aya! - Zawołała Sakura, dosłownie wbiegając do klasy jak oparzona.
- Co się stało? - Odłożyłam czytaną przeze mnie książkę na ławkę i spojrzałam na uradowaną twarz dziewczyny. Za nią do klasy wbiegł Naruto z Hinatą u swego boku. Trzy dni temu chłopak w końcu powiedział Hinacie co czuje i teraz są szczęśliwą parą. Cieszyłam się z ich szczęścia i życzyłam im jak najlepiej.
- Idziemy dziś na karaoke. Naruto zarezerwował nam miejsce i o siódmej zaczynamy. Przedtem idziemy jeszcze coś zjeść. - Sakura zawisła nade mną. - Nie daj się prosić. Chodź z nami.
- Przepraszam, ale nie mogę. Dziś po lekcjach...
- … Panna Fuuma jest wolna. - Dokończył za mnie znajomy głos.
  Obróciłam lekko głowę, by spojrzeć prosto w brązowe tęczówki które bacznie mnie obserwowały. Właśnie zaczynała się godzina wychowawcza.
- Wolna? - Spytałam. Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Tak, wolna. - Potwierdził wolno Madara z uśmiechem. Swoją torbę położył na krześle i wyjął z niej książkę. Rozpoznałam jej okładkę oraz autora. Następnie nauczyciel podszedł do naszej dwójki i spojrzał z góry zza oprawek okularów. Sakura odsunęła się i zrównała ze mną. - Przyjdziesz do mnie jutro i nadrobimy stracony czas.
  Poczułam dreszcze biegnące po moich plecach. Nagle ogarnęło mnie przenikliwe zimno, chodź na dworze było ciepło, a ja miałam na sobie sweter. Cienki, ale jednak sweter. Przez tydzień uczestniczyłam w sesjach, które rzekomo miały mi pomóc odnaleźć siebie, jednak zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę Madara Uchiha pozostawał dla mnie tajemniczą osobą. Przez ten czas tylko ja mówiłam o sobie, on jedynie potakiwał lub dawał mi różne rady.
- No to jestem wolna. - Uśmiechnęłam się życzliwie. Miałam nadzieję, że wspólny wypad nie okaże się klapą, a ja nie zrobię z siebie idiotki.
- No to jesteśmy umówieni. - Sakura zajęła miejsce w ławce i wsłuchała się w monolog Madary, który jakoś gdzieś mi umknął.
  Cały czas myślałam o wypadzie na karaoke, na zmianę z ojcem. Co robił? Gdzie był? Czy jeszcze żył? Niczego nie mogłam być pewna w stu procentach.

  Zaraz po skończonych lekcjach: Naruto, Hinata, Sakura, Ino i Ja wybraliśmy się na kolację, po której szybko zawinęliśmy się na karaoke. Pierwszą z piosenek wybrała Sakura. Jej głos był melodyjny, spokojny i dziwnie kojący. Na chwilę zapomniałam o wszystkich smutkach i dolegliwościach. Czułam się jakby żadne problemy nigdy mnie nie tknęły.
- Chcesz coś do picia? - Spytał Naruto, rozbijając nagle moje lustro przemyśleń.
- Tak. Colę jeśli mogę prosić. - Powiedziałam grzecznie.
  Kiedy Sakura skończyła swój chwilowy debiut, na „scenę” wskoczyła Ino, która wcześniej wydawała mi się nieśmiałą i skrytą w sobie dziewczyną. Jej głos był niższy niż Sakury i bardziej trafiał w ucho.
  Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o spotkaniach z psychologiem. O tym, że może jednak warto zaryzykować i wyrzucić z siebie wszystko co tak naprawdę mnie przygnębiało. Może on rzeczywiście jest w stanie mi pomóc, bo jeśli dalej sama będę zmagać się z problemami tej wagi, nie wytrzymam i prędzej czy później chwycę za żyletkę i poleje się krew.
- Dobrze się czujesz? - Spytała Hinata, dotykając delikatnie mojego ramienia. Spojrzałam na nią ciepło i uśmiechnęłam się.
- Tak, ale.... - To wymagało poświęcenia przyjaciół, których nigdy nie miałam. Nie mogłam ich narażać. - Muszę coś załatwić.
  Zabrałam szybko swoje rzeczy, zostawiając znajomych z wyrazem zdziwienia na twarzy. Wybiegłam z klubu karaoke i kierując się w stronę szkoły, w myślach błagałam, aby Madara tam jeszcze był. Łzy napłynęły mi do oczu, bo w końcu zdałam sobie sprawę jak te wszystkie sprawy mnie przytłaczały. Był to wielki ciężar na moich barkach, z którym nie umiałam sobie poradzić w żaden sposób.
  Stop! Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była godzina dziewiętnasta czterdzieści, więc szkoła jest już dawno zamknięta, a ja stoję jak idiotka i ryczę na środku chodnika. Schowałam telefon do kieszeni i zrezygnowana zawróciłam do domu. Dziś mogłam jedynie liczyć na wsparcie mojego kota. Chociaż i tak Kuro zaśnie szybciej, a ja poprzestanę na jego głaskaniu.
  Kolejną trapiącą mnie sprawą było to, że zostawiłam swoich przyjaciół.
- Jestem porażką.
  Kątem oka dostrzegłam zarys pasów na ulicy, więc i tam się skierowałam. Moje oczy były pełne łez, a gdzieś obok rozległ się pisk opon i klakson.
- Patrz, to ona! - Z okna pojazdu wychylił się mężczyzna o fioletowych włosach związanych w kucyk.
  Obróciłam się w jego stronę, kiedy wysiadał z samochodu. Był ubrany w czarny, elegancki garnitur, a w ręce trzymał coś ciemnego, co błysnęło w świetle latarni.
- Hej, nie bój się. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie na odległość zaledwie paru kroków. - Jestem znajomym twojego ojca. Pewnie ci o mnie wspominał.
- Nie. - Burknęłam, robiąc krok do tyłu. Ścisnęłam ramię swojej torby i uważnie przyjrzałam się facetowi.
- Nie? - Ponownie się zaśmiał, jednak zaraz jego mina się zmieniła. - Wielka szkoda, bo ja wiem o tobie dość sporo.
  Mężczyzna rzucił się w moją stronę z czarnym workiem trzymanym w ręce. Zdążyłam odskoczyć w bok, przez co nieznajomy prawie zaliczył glebę. Zreflektowałam się, spojrzałam na samochód, który już ruszał w moją stronę i rzuciłam się do ucieczki.
   Biegłam przed siebie, byle jak najdalej od tych gości.
- Bierz ją Kento! - Usłyszałam za sobą krzyk i rytmiczne kroki.
  Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam biegnącego za mną wcześniej wspomnianego Kento. Mężczyzna był coraz bliżej, a ja - zdawać by się mogło - powoli zwalniałam. Czułam jak moje płuca powoli zaczynają płonąć żywym ogniem. Było mi źle, zimno i czułam niewyobrażalny strach.
Musiałam uciekać przez zbirami, którzy zapewne byli z jakiejś yakuzy ojca, z którą miał powiązanie.
- Poczekaj! Zatrzymaj się! - Wołał Kento, lecz ja nic robiłam sobie z jego próśb. Nie mogłam się zatrzymać.
  Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę, która wychodziła na znaną mi ulicę, gdzie niestety nie jeździło za dużo aut, więc nikt nie skoczy mi na ratunek. Przedarłam się przez sterty kartonów i różnych gazet oraz wyminęłam zwinnie wielki, zielony kontener, który pociągnęłam za sobą, by chodź trochę zwolnić swoich oprawców.
  W tej chwili cieszyłam się, że w poprzednich szkołach chodziłam na lekcje lekkoatletyki.
Gdy wybiegłam z ciemnej uliczki, do moich uszu doszedł pisk opon, dźwięk klaksonu i oślepiające światło białych lamp. Nie patrząc nawet za siebie, podbiegłam do drzwi ze strony pasażera i wsiadłam do samochodu.
- Jedź! - Krzyknęłam, a kierowca od razu dał po gazie.

  Przez strach władający moim ciałem nie spojrzałam nawet na kierowcę, który okazał się moim wybawicielem. Jakie, jednak było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam znajomy głos.  




  Wybaczcie mi potworne opóźnienie. Nie miałam ani czasu, ani chęci na pisanie, ale spróbuję się poprawić :D




























czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 4

  Jeśli lubicie czasami dodać sobie klimatu piosenką, to polecam tutaj utwór 

Poets Of The Fall - Sleep



  Madary unikałam jak ognia, a tu proszę, trafiłam na historię, o której kompletnie zapomniałam. Westchnęłam w duchu, na zewnątrz pozostając niewzruszoną osobą z hardą miną.
- Aya? - Szepnęła Sakura, szturchając mnie w rękę.
- Ja... - Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Dopóki Madara nie usiadł na krześle, cały czas patrzył mi prosto w oczy, jakby chcąc powiedzieć, że mam przechlapane za wczorajszą ucieczkę z jego gabinetu. - … dziś nie mogę.
- No dobra, zaczynamy. - Powiedział Uchiha, mierząc groźnym wzrokiem naszą klasę.
   Tak jak mówiłam, jakoś tak wyszło, że lubiłam historię. Interesowały mnie dawne czasy, kiedy to młodzież jeszcze nie spędzała całego dnia w internecie czy smartfonie. Zamiast tego spotykali się i rozmawiali twarzą w twarz.
   Wyłączyłam się z lekcji jakieś dwadzieścia minut po rozpoczęciu. Hinata, która zawsze chowała się za plecami Temari, teraz czytała krótką historię jakiegoś władcy. Przyjrzałam się jej uważnie i kiedy dostrzegła moje zaciekawione spojrzenie, zmieszała się, poczerwieniała i odwróciła wzrok. Z tego co mówiła mi Sakura, to Hinata bardzo lubi Naruto, który zdawał się odwzajemniać jej uczucie. Jak dla mnie byliby idealną parą, przeciwieństwa się przecież przyciągają prawda?
   Moją uwagę zwrócił jakiś ruch, a mianowicie zmiana pozycji nauczyciela, który teraz opierał się się plecami o oparcie krzesła, a nogi skrzyżował przed sobą. W ręce trzymał podręcznik do historii i aktywnie śledził każde zdanie, które przeczytała Hinata.
  Teraz miałam szansę, aby go poobserwować i nie zostać na tym przyłapana. Zastanawiałam się co takiego widzą w nim dziewczyny z klasy. Madara był normalnym mężczyzną, niczym się jakoś nie wyróżniał, chociaż moje wnioski mogły brać się z tego, że nigdy nie miałam chłopaka i nie zwracałam większej uwagi na wygląd.
  Swoje brązowe oczy krył teraz za cienkimi szkłami okularów, a niesforna grzywka opadała na jego prawe oko, znacznie je zakrywając. Dzisiaj nie spiął włosów, ale w rozpuszczonych też było mu do twarzy. Zastanawiałam się też na faktem, dlaczego ktoś taki jak on pracuje w tej szkole. Zmuszono go? Powołanie? A może brak pieniędzy?
  Cóż ludzie z różnych powodów podejmują się rozmaitych prac, niekoniecznie tych z marzeń, bo nie mają innego wyjścia. Ja sama, za nie długo będę musiała się za czymś rozejrzeć, bo znając ojca całą gotówkę wyda na alkohol lub przewali u yakuzy. Nigdy nie mieszałam się w jego gangsterskie sprawy, ale z czasem będziemy mieć coraz więcej kłopotów.
- Na dzisiaj koniec. - Oznajmił niespodziewanie Madara, podnosząc się z krzesła.
Jeśli nie chciałam z nim rozmawiać, musiałam jak najszybciej opuścić tą klasę, nim się zorientuje i...
- Fuuma, ty zostajesz.
  Zaklęłam w myślach. W tym momencie chciałam stać się niewidzialna i stąd uciec. Spojrzenia wszystkich spadły na mnie jak grad, lecz tylko przelotnie.
- Poczekam na ciebie. - Powiedziała Sakura, podnosząc swoją torbę.
- To nie będzie konieczne Panno Haruno. - Uchiha wyrósł za mną tak nagle, że przeraziłam się i poczułam jak moje serce przyśpiesza. - Panna Fuuma ma dziś napięty grafik. - Spojrzał na mnie z góry, tajemniczo się uśmiechając.
  Powoli zaczęłam tracić do niego cierpliwość. Pomiędzy opanowaniem, a nagłym wybuchem była cienka granica.
  Posłałam Sakurze przepraszające spojrzenie i poczekałam zwrócona tyłem do Madary, aż wszyscy razem z moją koleżanką opuszczą klasę i zamkną drzwi.
- Wytłumaczysz mi dlaczego wczoraj uciekłaś z mojego gabinetu? - Jego głos brzmiał tak oskarżycielsko, że poczułam się tak, jakbym wyrządziła komuś najgorszą krzywdę na świecie.
  Zsunęłam z ramienia torbę, która opadła na ławkę obok. Ze spuszczoną głową obróciłam się w jego stronę.
- Szkoła nie może rozwiązać wszystkich naszych problemów. - Powiedziałam hardo, jednak bałam się, że za chwilę mój głos może odmówić mi posłuszeństwa. Musiałam też jakoś uspokoić drżenie rąk.
Uchiha oparł się o ławkę i skrzyżował ręce na piersi.
- To prawda. - Zgodził się ku memu zdziwieniu. - Ale staramy się wam pomagać na tyle i zdołamy. Czy nie sądzisz, że twoi koledzy i koleżanki zaczną zaraz podejrzewać, że coś się stało? Nie możesz przez całe lato chodzić w swetrach.
- Bez nich też nie mogę. - Powiedziałam smutno.
- To nie jest najlepsze miejsce na rozmowę, chodź. - Madara wyszedł z klasy, kierując się w stronę gabinetu, z którego wczoraj uciekłam.
- Przepraszam. - Dogoniłam go w końcu. - A co z moimi...
- Jesteś dziś zwolniona. - Odparł szybko, wiedząc o co chcę zapytać.
  Opuszczanie lekcji nie było w moim stylu.
  Razem weszliśmy do ciemnego gabinetu. Madara zapalił kilka lampek, które nadały temu miejscu jakiś dziwny klimat. Naprawdę zaczynałam się czuć dziwnie, jak w klatce, z której nie ma ucieczki.
- Siadaj. - Polecił i wskazał miejsce na kanapie za biurkiem, sam zaś zniknął za drugimi drzwiami, które dopiero teraz zauważyłam. Odetchnęłam w końcu po dłuższym zatrzymywaniu w sobie powietrza. Było mi ciepło i zimno zarazem, a po plecach przechodził mnie dreszcze.
Uchiha wrócił po kilku minutach, w dłoniach trzymając dwa parujące kubki. Jeden z nich wręczył mi. Przyjęłam go z rezerwą.
- To tylko herbata. - Oznajmił, patrząc na mnie dziwnie. - Niczego tam nie dosypałem, nie bój się.
- Wcale się nie boję. - Burknęłam i upiłam łyk herbaty.
Pomiędzy nami zaległa cisza, którą przerywało jedynie miarowe poruszanie się wskazówek zegara. Moje myśli były zajęte tylko jednym: obmyślaniem planu jak można było by się stąd wydostać.
- To wytłumacz mi w końcu dlaczego wtedy uciekłaś. - Zażądał, popijając własny napar.
  Co w ogóle mu miałam powiedzieć? Mój ojciec za każdym razem wiąże się z yakuzą, bo nie widzi innego sensu w życiu. Przez to mamy kłopoty finansowe i każdego dnia boję się, że oni mogą przyjść do naszego domu i coś nam zrobią. Mimo, że życie ojca już mnie nie obchodzi, nie wiem co zrobiłabym gdyby go zabrakło. Nie mam mamy i cały czas siedzę zamknięta w czterech ścianach. W swoje życie nie chcę mieszać innych, bo wiem, że naraziłabym ich bezpieczeństwo.
- Dlaczego uciekasz przed problemami, zamiast stawić im czoła? - Zachęcił mnie do rozmowy.
- To nie tak, że uciekam. - No cóż, okrężnymi drogami jakoś zdołam mu wytłumaczyć, że ze mną wszystko w porządku. - Na pewno Pan wie, że niektóre problemy są jak gruba ściana, przez którą tak prosto nie da się przejść.
- Mów mi po imieniu gdy jesteśmy sami, będzie ci łatwiej. - Uśmiechnął się lekko, kryjąc twarz za kubkiem, który uniósł, by upić łyk herbaty.
Zacisnęłam dłonie na gorącym naczyniu, spoglądając na niezmąconą taflę naparu.
- No więc, ja właśnie stoję przed taką ścianą. - Powiedziałam. - I nie umiem się przez nią przebić.   Czuję jak coś trzyma mnie w miejscu, więzi i nie pozwala nic zrobić.
- To naturalne w twoim wieku, że boisz się tego co będzie. Lękasz się nowych rzeczy, które mogą zaburzyć równowagę twojego świata, które naruszą nietykalną strukturę tego co stworzyłaś.
  Może dziwnie to zabrzmi, ale nagle poczułam ciepło dzięki tym słowom. Coś zaskoczyło w mojej głowie, jakiś trybik, który poruszył większą konstrukcję.
- Jak temu zaradzić? - Zaczęłam się otwierać, czy po prostu go zbywałam nieistniejącymi problemami? Jeśli tak to czemu nagle zaczęło mi zależeć na rozwiązaniu swoich prawdziwych problemów.
Madara zamyślił się na chwilę, patrząc przed siebie na ciemny ekran monitora stojący na biurku przed kanapą.
- Na początku może być ci trudno, ale z czasem uda ci się wydrążyć w tym murze dziurę, przez którą przejdziesz. - Widząc niewiedzę na mojej twarzy, kontynuował: - Chodzi mi o to, że jeśli opowiesz mi o swoich problemach, to pomogę ci je rozwiązać.


Kiedy sprawdzam tekst na podglądzie wydaje mi się on taki posklejany. Wybaczcie mi to, ale gdy tylko przyjdzie mi coś do głowy to zapisuję to w telefonie, a potem przegrywam do Libre Office, a ten program uważam za dobry. Dopiero gdy wklejam tekst na bloggera, on się kurczy i jest dziwny. 















niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 3

  No i kolejny rozdział przed wami :D Mam nadzieję, że wam się spodoba XD. Nie bądźcie zbyt krytyczni, ale cóż jak już musicie, to chętnie przyjmę wasze zażalenia i postaram się bardziej następnym razem 
XD 


  Błądziłam po parku Midori bez konkretnego celu. Na dworze panowała słoneczna pogoda i już nie musiałam się martwić tym, że zaraz zacznie padać jak wczoraj. Wiał lekki wiatr, który mierzwił moje długie, upięte w kitkę brązowe włosy.
  W parku nie było nikogo, ani jednej, żywej duszy. Wokół panował względny spokój, przerywany jedynie śpiewem ptaków czy szczekaniem psów. Po morderczym biegu ze szkoły, kiedy to wparował do klasy Senju i wzięłam swoją torbę, opuszczając salę bez uprzedzenia, teraz mogłam dać sobie czas na przemyślenie całej tej sytuacji. Odczuwałam pewien dyskomfort, kiedy wspominałam pobyt w gabinecie psychologa. Z jakiej racji dowiedział się o moich problemach? Przecież nigdy nie rozpowiadałam o tym co działo się w domu. Szkoła nie miała jak się o nich dowiedzieć. Trudności moje i ojca zawsze były zamknięte w czterech ścianach naszego domu. Nikt nie mógł o nich wiedzieć.
  Spojrzałam na gładką taflę rzeki, która przecinała park Midori wzdłuż chodnika. Ryby płynęły tam i z powrotem i, aż chciałam stać się jedną z nich, by raz na zawsze pozbyć się wszystkich tych problemów. Czułam się stłamszona i pusta. Brakowało mi czegoś co wypełniłoby pustkę w moim sercu, która z każdym dniem się powiększała.
  Może zniknięcie z tego świata okaże się najlepszym pomysłem? Skończyłyby się wszystkie moje problemy, byłabym wolna. Może w końcu zobaczyłabym się z mamą.
- Aya? - Usłyszałam obok kobiecy głos. Obróciłam szybko głowę i widząc lekko zmartwioną twarz Sakury, odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się słabo. - Dlaczego tak szybko wybiegłaś z klasy?
- Przepraszam. Musiałam załatwić coś ważnego. - Skłamał lekko, przenosząc wzrok na niezmąconą taflę rzeki. - Ale już jest dobrze.
Sakura podeszła bliżej w jednej ręce ściskając pasek torby, a drugą kładąc na moim ramieniu.
- Wszystko w porządku? - Spytała opiekuńczo. - Jeśli coś się dzieje możesz mi o tym powiedzieć. Pomogę ci.
Czy każdy teraz będzie się bawił w mojego psychologa?
Jak na zawołanie przed oczami stanął mi obraz brązowych oczu.
- Naprawdę wszystko w porządku. - Znów skłamałam, uśmiechając się sztucznie. Gdyby nie wrobiony uśmiech, każdy widziałby moją ponurą minę. - Może skoczymy coś zjeść?
Sakura rozpromieniła się.
- Jasne. - Chwyciła mnie za łokieć i pociągnęła w stronę wyjścia z parku. - Znam fają knajpkę gdzie podają pyszne jedzenie. Na pewno przypadnie ci do gustu.

  Knajpka okazała się bardzo przyjemnych i klimatycznym miejscem. Weszłyśmy przez oszklone drzwi, gdzie na wstępie powitała nas uśmiechnięta starsza pani, która krążyła między stolikami.
- Serdecznie witamy w AkaiTsuki.
- Stolik dla dwóch osób. - Powiedziała Sakura.
  Spojrzałam na nią z ukosa. Dziewczyna zdawać by się mogło, że jest w swoim żywiole. Była energiczna i do tego nie traciła przy tym rezonu.
  Restauracja była utrzymana w ciemnych kolorach. Dominowała czerwień i brąz, a na ścianach nie brakowało różnych obrazów ukazujących naturę lub jakieś inne, martwe rzeczy. Barek znajdował się w ustronnym miejscu z tyłu, aby dać jak największe pole popisu stolikom i skórzanym krzesłom.         Całość wyglądała naprawdę bogato.
  Kiedy zajęłyśmy wskazane miejsca, kelnerka przyniosła nam menu. Sakura była pochłonięta wybieraniem dania, podczas gdy ja spoglądałam na ulicę, gdzie ludzie krążyli bez celu.
- Wyglądasz na nieobecną. - Zagadnęła w pewnym momencie Sakura. Spojrzałam na nią z ukosa i uśmiechnęłam się.
- Masz racje. - Wzięłam do ręki menu i przekartkowałam. - Przepraszam, zamyśliłam się.
- Jeśli tak twierdzisz. - Powiedziała, odkładając kartę. - Jednak pamiętaj, że zawsze ci pomogę.
Nie do wiary jak ludzie szybko się do kogoś przywiązują. Minęły zaledwie dwa dni, a ja czułam się jakbyśmy z Sakurą znały się od wielu lat.
- Zdecydowały się już panie? - Kelnerka wyrosła obok nas jak spod ziemi. W ręku trzymała telefon, na którym zapisywała zamówienia.
- Poproszę makaron ze szpinakiem i kurczakiem w sosie śmietanowym oraz wodę.
Kelnerka spojrzała na mnie wyczekująco.
- Ja poproszę filet z kurczaka w sosie śmietanowo serowym i sok pomarańczowy.
Kobieta zapisała wszystko i skierowała się w stronę czerwonych drzwi obok barku.
- Wiem, że jesteś w naszej szkole dopiero od dwóch dni, ale powiedz podoba ci się?
Sakura była podekscytowana faktem, że odpowiedziałam twierdząco. Opowiedziałam, że szanuję pracę tutejszych nauczycieli i podziwiam ich za to, że z nami wytrzymują. Przytoczyłam też kilka śmiesznych historyjek z poprzednich szkół.
- Musiałaś mieć wielu przyjaciół. - Powiedziała, kiedy w końcu dostarczono nam jedzenie. Po dziwnym i nieprzyjemnym pobycie w szkole, mój żołądek zażyczył sobie czegoś do jedzenia.
- Ja... - Zawahałam się. - Nigdy nie miałam przyjaciół.
Skura zastygła z uniesionym widelcem.
- Nie żartuj. Jak ktoś taki jak ty nie miał przyjaciół. - Zaśmiała się lekko.
- Nie wiem. - Odparłam. W sumie nie znałam powodu dla, którego nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić. Może wina leżała w całości po mojej stronie? Odpychałam od siebie ludzi, by nie dowiedzieli się kim jest mój ojciec i w jakie sprawy jest zamieszany. - Chciałabym znać tego powód.
Kurczak był wspaniały, a sos dodawał mu tylko smaku. Czułam się jakbym miała niebo w ustach.
- Dlaczego byłaś u psychologa? - A wszystko zapowiadało się tak świetnie.
- Musiałam wyjaśnić kilka spraw. - Znów skłamałam. Nie wiem czemu, ale z biegiem czasu coraz trudniej było mi ją okłamywać.
Sakura westchnęła jedynie biorąc kolejny kęs potrawy.
- Miałaś kiedyś chłopaka? - Spytała, jednak nie dała mi czasu na odpowiedź. - Po co ja w ogóle pytam. Jasne, że miałaś. Jesteś aniołem.
Jej pochlebstwa tylko rodziły we mnie chłodne szpilki, które trafiały prosto w serce.
- Nie miałam. - Odparłam beznamiętnie. Wzięłam do ręki szklankę i upiłam z niej sporego łyka.

  Kolejny dzień w szkole zapowiadał się w miarę. Minęły dopiero dwie lekcje, a ja ze wszystkich sił próbowałam się schować przed krążącym po korytarzu psychologiem. Za żadne skarby nie chciałam wrócić do jego gabinetu, chodź jeśli by tylko chciał, mógłby mnie tam zaciągnąć nawet w tym momencie. Nie miałam zamiaru mu niczego wyjawiać, szczególnie jeśli chodzi o moje „poczucie bezpieczeństwa” w domu.
  Wczoraj wieczorem po przyjściu do domu zastałam ojca w typowym dla niego stanie. Spity w trupa leżał na kanapie i ściskał butelkę wódki, a reszta z nich leżała rozwalona na podłodze obok mebli. Na stoliku obok kanapy znalazłam karteczkę i gdy ją przeczytałam, wiedziałam, że mamy poważne kłopoty.
  Ojciec znów związał się z jakąś nową yakuzą i narobił sobie sporych kłopotów. Mogłam iść z tym na policję, jednak wiedziałam, że służby i tak nie miały by szans przeciwko tylu gangom, które uzbrojone po zęby rozniosłyby policję w drobny mak.
  Westchnęłam, odkładając kartkę z powrotem na stolik. Jeśli ojciec nic z tym nie zrobi, to moja przyszłość i „poczucie bezpieczeństwa” będą poważnie zagrożone.
- Aya, wszystko w porządku? - Spytała Sakura, siadając obok mnie w ławce.
Spojrzałam pustym wzorkiem na białe kartki w zeszycie. W ręku trzymałam ołówek i przez chwilę zastanawiałam się nad zarysowaniem strony jakimś obrazkiem odzwierciedlającym mój nastrój.
- Chyba się wyłączyłam. - Powiedziałam z uśmiechem, skierowanym w jej stronę.
- Często ci się to zdarza.
Do klasy weszło kilka uczniów.
- Sakura – Zawołał w naszą stronę blond włosy chłopak. - Idziemy dziś po szkole na miasto, weź ze sobą Ayę i pójdziemy wszyscy.
Naruto był naprawdę miła i przyjacielską osobą. Zawsze otaczał go wianuszek znajomych.
- Idziesz z nami? - Spytała Sakura, a jej błagalny wzrok wytrącił mnie z równowagi.
Integracja była ważna, naprawdę ważna. Chciałam mieć przyjaciół, ale wolałam ich nie narażać na to co może czekać i ze strony mojego ojca i jego powiązań z yakuzą. Naprawdę chciałam być normalną nastolatką ze zwykłymi problemami młodzieżowymi. Dlaczego tak trudno było mi w tym życiu?
- Aya – Ponaglił mnie Naruto, siedzący na Sakurą.
- Ja... - Drzwi klasy się otworzyły.
Nie wiedziałam jaką mamy lekcje, póki nie zobaczyłam kto stanął w progu.














środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 2

  Do domu wróciłam około czwartej czterdzieści, przemoczona do suchej nitki i z nadciągającym katarem. Cóż, chmury, które zastały mnie zaraz po wyjściu ze szkoły okazały się naprawdę wredne. Deszcz lunął na mnie niespodziewanie i nim zdążyłam wyciągnąć i rozłożyć parasol byłam morka i zziębnięta. Do domu doszłam w niecałe pół godziny, brnąc w kałużach i błocie, kiedy musiałam przejść przez park Midori.
  Po wejściu do domu powitał mnie głodny Kuro który otarł się o moją nogę, jednak natrafiając na mokry materiał zaraz się odsunął i fuknął. Odłożyłam parasolkę i przeszłam z kuchni do łazienki, gdzie wzięłam ciepłą kąpiel, by chodź trochę się ogrzać.
  Jakoś nie mogłam odwrócić moich myśli od brązowych oczu, które śledziły każdy mój ruch. To było coś dziwnego o czym nie umiałam zapomnieć, więc, żeby powrócić do rzeczywistości odkręciłam na full kurek z zimną wodą i po minucie wyszłam spod prysznica. Przebrałam się w suche i wygodne ciuchy, po czym zabrałam się za przygotowywanie kolacji, którą znów zjem sama z kotem.
  Dzisiejszy pobyt w szkole zakończył się jednak niespodzianką, bowiem dostałam numer od dziewczyny, która siedziała obok mnie. Sakura jeśli dobrze pamiętam – jej imię idealnie odzwierciedlało jej jasno różowe, krótkie włosy. Dziewczyna wydawała się miła i przyjacielska, więc kto wie, może uda mi się zdobyć przyjaciela.
  Po zjedzeniu kolacji zabrałam się za pracę domową, a potem około dwudziestej drugiej położyłam się spać. Ten dzień nie różnił się znacznie od poprzednich, jednak wspomnienie brązowych, prześladujących mnie oczu nie pozwoliło mi zasnąć przez kolejne pół godziny.

  Lekcje japońskiego, geografii i chemii minęły mi nad wyraz szybko, jednak przyszła pora na coś co uczniów wprawiało w smętny nastrój. Matematyka, która ciągnęła się za nami cały czas, była nie do wytrzymania, chodź Pan Hashirama Senju mówił nam cały czas, że wkrótce przejdziemy do działów gdzie będziemy mogli się wykazać. Nie wierzyłam jego słowu, bowiem była to matematyka, a matematyka to zło.
- Aya. - Głos Senju wyrwał mnie z zamyśleń, podczas, których wpatrzona byłam w kołyszące się na wietrze drzewo. - Może rozwiążesz to zadanie?
  Spojrzałam do książki na przykład, który wydawał się dość łatwy. Nigdy nie miałam problemów z matematyką, lecz przerażała mnie z niewiadomych powodów. Kiedyś, gdy jeszcze mieszkałam w innym mieście chodziłam na korepetycje, które winny uzupełnić moją wiedzę na temat cyferek, w rezultacie nie nauczyłam się niczego i wieczorami musiałam siedzieć i zakuwać wszystko od nowa.
- Dobrze. - Westchnęłam i wstałam.
  Zadanie naprawdę okazało się łatwe, co mnie bardzo zdziwiło. Kiedyś słyszałam, że jeśli zadanie z matematyki rozwiązuje się łatwo, to znaczy, że już popełniło się jakiś błąd. Dla potwierdzenia swojego wyniku spojrzałam na Hashiramę, który uśmiechał się miło. Opierał się plecami o biurko, ręce miał skrzyżowane, a wzrokiem śledził przebieg moich rozwiązań.
- Dobrze. - Powiedział. - Możesz usiąść.
  Wróciłam do swojej ławki, odprowadzania przez spojrzenie każdego w klasie. Jak już mówiłam, bycie w centrum uwagi nie było mi przyjazne.
  Kiedy zajmowałam swoje miejsce, niespodziewanie drzwi do klasy się otworzyły, w progu stanął nasz wychowawca.
- Znalazłem cię w końcu. - Zwrócił się do Senju, który nieświadomy wejścia do pomieszczenia nauczyciela, obracał się właśnie z kredą w ręku i zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Stało się coś? - Spytał zdezorientowany matematyk.
Uchiha podszedł do niego i zaczęli coś pomiędzy sobą szeptać, jednak po chwili wzrok wychowawcy padł na mnie.
- Aya chodź ze mną.
  Na mojej twarzy także pojawiło się zdezorientowanie. Wstałam posłusznie i w niewiedzy poszłam za Madarą. Długi, szkolny korytarz przeszliśmy w milczeniu – Uchiha przede mną, a ja z tyłu wpatrzona w jego plecy.
- Dostałem dziś twoje papiery z poprzednich szkół. - Odezwał się nagle, kiedy przystanął przed drzwiami. Otworzył je sprawnym ruchem ręki i zaprosił mnie do środka. - Usiądź.
  Czułam się jak na jakimś przesłuchaniu. Jakbym była czemuś winna, a przecież nic złego nie zrobiłam.
  Zdziwił mnie jednakowoż wygląd pomieszczenia. Mimo, iż pokój był mały, jego wnętrze mnie zaciekawiło. Całość była utrzymana w jasno brązowym kolorze, na wprost mnie było okno, a pod nim mała kanapa, naprzeciwko kanapy zaś stało biurko, przy którym siedziałam w wygodnym fotelu.   W pobliżu, pod ścianą była oszklona szafka z książkami i segregatorami, w których były różne papiery, a w których teraz grzebał Madara.
- Masz jakieś problemy? - Spytał bez ogródek, zwracając się w moją stronę. W pokoju było dość ciemno, bo okno wychodziło na ścianę szkoły.
Madara widząc moją konsternację, podjął:
- Chodzi mi o twoje poczucie bezpieczeństwa w domu, szkole, poza tymi obiektami. - Usiadł za biurkiem naprzeciwko mnie. Wbił we mnie ciekawskie spojrzenie brązowych oczu, a ja znów poczułam, że chce mnie przewiercić na wylot.
- Nie. - Odparłam bez cienia emocji. Nie wiedziałam czy zwierzenie się ze wszystkich swoich problemów szkolnemu psychologowi było najlepszym wyjściem. Na razie wszystko zatrzymam dla siebie, a później się zobaczy. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku, proszę Pana.
Chyba nie wydał się przekonany, bo jeszcze przez chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja poczułam się lekko zażenowana.
- Pokaż mi swoje ręce.
Moje serce stanęło, by po chwili zacząć bić tak szybko, że myślałam, iż przebije moje żebra. Moje źrenice rozszerzyły się znacznie, a oddech stał się urwany. No pięknie, pomyślałam w strachu. Jeśli zobaczy moje ręce wszystko będę musiała mu opowiedzieć.
- Naprawdę wszystko w porządku Panie Uchiha. - Spróbowałam jakoś z tego wybrnąć. Nie mogłam dopuścić do zdemaskowania. - Chyba lepiej będzie jak już pójdę, matematyka nie jest łatwym przedmiotem, a ja nie za bardzo daje sobie z nią radę.
  Już wstawałam z krzesła, kiedy jego głos mnie sparaliżował.
- Pokaż. - Nie była to prośba.
Ponownie usiadłam na krześle ze spuszczoną głową. Co ma być to będzie, wyciągnęłam przed siebie obie ręce, pozwalając, aby dłonie Madary podwinęły mi rękawy do góry. Patrząc na poczynania psychologa czułam się coraz bardziej zażenowana.
- Jestem innego zdania. - Dotknął kilku blizn na nadgarstkach. Wzdrygnęłam się, czując jak dreszcz przebiega mi po plecach. Chciałam jak najszybciej opuścić ten pokój. - Co się dzieje?
  Milczałam przez dłuższą chwilę ze wzrokiem wbitym w czubki własnych butów. Powiedzieć czy nie? Byłam rozbita pomiędzy dwoma wyjściami. Mogłam powiedzieć całą prawdę i narazić się na kłopoty ze strony ojca lub też okłamać Madarę i mieć na sumieniu coraz więcej grzechów.
- Popatrz na mnie. - Otrząsnęłam się z transu, kiedy poczułam na policzku coś ciepłego. Dłoń psychologa obróciła moją twarz ku sobie. - Powiedz mi co się dzieje. Jeśli będziesz milczeć, nie zdołam ci pomóc.
  Zamrugałam kilka razy i cofnęłam się razem z krzesłem do tyłu. Ścisnęłam w dłoniach rękaw swetra i po prostu stamtąd wybiegłam, słysząc krzyk Uchih'y.



I jak się rozdział podobał? 
Historia powoli się rozkręca, a ja mam w zanadrzu jeszcze kilka rozdziałów i będę musiała się wziąć za pisanie nowych, bowiem....eee.... a nie ważne.
Wyrażajcie swoje opinie :)


































niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 1

  Do liceum w Tokio przeniosłam się po dwóch tygodniach po rozpoczęciu roku szkolnego. Dlaczego? Mój ojciec był dość problematycznym mężczyzną i zawsze musiał wpakować się w jakieś kłopoty, w rezultacie czego ponosiłam potem wszystkie konsekwencje. Moja matka umarła podczas porodu. Z opowiadań ojca wywnioskowałam, że była chorowitą kobietką i nie wytrzymała do końca moich narodzin. Lekarze podjęli czynności, które w tempie natychmiastowym przywróciły mi życie.
  Na skutek wiecznych przeprowadzek nie miałam znajomych, przyjaciół czy nawet kumpli. Nigdy nie przebywałam w miejscu dłużej niż miesiąc czy dwa. Ojciec wiązał się z każdą możliwą yakuzą, na skutek czego inne gangi lubiły po prostu pozbywać się zbędnych jednostek. Martwiłam się o życie swoje jak i ojca, ale z czasem przestało mi na nim zależeć, ponieważ nigdy mnie nie słuchał. Zawsze musiał postawić na swoim.
  Mając na karku osiemnaście lat, sama zajmowałam się domem, edukacją i wszystkimi innymi rzeczami, które spotykałam w swoim marnym życiu. Nigdy jednak nie mogłam narzekać na samotność, bo zawsze przy moim boku czuwał Kuro – czarny kot. Podczas przeprowadzek to on zawsze pakował się do auta jako pierwszy, przez co nie musiałam się martwić, że go niechcący zostawię.
- Kuro! - Zawołałam donośnym głosem, pakując jedzenie z puszki do miski dla kota. Zwierzę pojawiło się w kuchni po niespełna sekundzie i od razu zabrało się za pałaszowanie jedzenia.      Patrzyłam na niego z sentymentem i miłością, co zawsze owocowało darmowym kaloryferem w chłodne noce, kiedy to Kuro zawsze kładł się na poduszce obok mnie i mruczał cicho.
  Spojrzałam na zegar naścienny, który wskazywał wpół do ósmej. Jeśli chciałam dotrzeć do szkoły punktualnie, musiałam się już zbierać. Nie przygotowałam wcześniej żadnego obiadu, obeznana z faktem, że i tak go nikt nie zje. Ojca nigdy nie było w domu, no chyba, że przypomniał sobie o czymś tak ważnym jak egzystencja z rodziną, ale i to zdarzało się tak rzadko, że nie pamiętam.
  Zabrałam z oparcia krzesła torbę i założyłam przewiewny sweter, by tylko ukryć moje małe problemy. Cóż, kiedy mówiłam, że cięcie się jest dla ludzi o słabym stanie psychicznym, a wychodziło na to, że ja także się do nich zaliczam. Znalazłam ukojenie w zadawaniu sobie bólu, chodź nie mogłam przyznać, że było to miłe. I jeśli tylko będę ostrożna, to nikt się nie dowie o moim małym sekrecie.
  Wyszłam pośpiesznie z domu i skierowałam się w stronę szkoły, gdzie dziś miałam zacząć swoją pierwszą przygodę z nową klasą.

  Dzwonek oznajmił nam wszystkim, że przerwa się już skończyła, dlatego każdy zajął swoje miejsce w ławce. Chociaż zdarzały się jeszcze takie przypadki, że ktoś się spóźnił czy w ogóle nie przyszedł na lekcję, wszystko zapowiadało się w miarę spokojnie. Jak dotąd przeżyłam trzy lekcje – angielski, historię i matematykę, gdzie mogłam się przedstawić – a teraz przyszła kolej na godzinę wychowawczą, gdzie poznam swojego opiekuna. Dopiero na tej lekcji będę musiała zwierzyć się ze swojego życia.
  Kiedy wszyscy już siedzieli w ławkach, do klasy wszedł nasz wychowawca – wysoki mężczyzna o długich czarnych włosach związanych w kitkę i brązowych oczach, które patrzyły na świat przed sobą. Gdzieś z boku dobiegł mnie szepty dziewczyn, które wskazywały na to, że nie tyle co szanuję swojego nauczyciela, co po prostu się w nim zadurzyły.
  Mężczyzna całkowicie zbył szepty, odłożył swoją torbę na krzesło za sobą i spojrzał na nas wszystkich ciekawskim wzrokiem, który niespodziewanie zatrzymał się na mnie o wiele za długo. Wzdrygnęłam się pod wpływem przenikliwego spojrzenia, lecz nie dałam za wygraną i wytrzymałam to.
- Dla nowych... - Zaczął i zapisał swoje imię na tablicy za plecami. - Jestem Madara Uchiha, wasz wychowawca, nauczyciel historii oraz psycholog szkolny.
  Przez krótką chwilę wydawało mi się, że wokół niego zebrała się aura tajemniczości i oziębłości, którą nam zafundował na samym wstępie. Może było to tylko złudzenie, lecz poczułam lekki strach.
Siedząc pod oknem mogłam wyjrzeć na zewnątrz gdzie dziś pogoda była odzwierciedleniem mojego humoru. Zbierało się na deszcz, a nad szkołą Hannobi zawisło kilka naprawdę ciężkich i czarnych chmur. Na szczęście miałam przy sobie parasolkę i sweter, więc nie musiałam się martwić tym, że zmoknę czy będzie mi zimno.
- W tej szkole nie tolerujemy osób, które wymigują się od obowiązków czy po prostu przysłowiowo „płyną”. Mam nadzieję, że trójka nowych uczniów weźmie to sobie do serca.
  Ponownie zatrzymał na mnie swój wzrok. Tym razem obróciłam speszona głowę i spojrzałam po dwójce nowych osób w klasie, które dotarły dopiero na tą lekcję.
- A może nowi uczniowie chcieliby coś o sobie opowiedzieć? - Zachęcił Madara, wskazując na chłopaka siedzącego w środkowym rzędzie dwie ławki bliżej.
- Sasuke Uchiha. - Czyżby rodzina wychowawcy? - Interesuję się muzyką.
  Brunet usiadł w ławce i skrzyżował ręce na piersi. Teraz przyszła kolej na dziewczynę siedzącą przede mną. Swoje długie blond włosy miała spięte w wysoki kucyk.
- Ino Yamanaka. - Głos miała cichy i niepewny. - Przeprowadziłam się z Chib'y, a interesuję się historią.
  Ino usiadła grzecznie w ławce, a nauczyciele tak samo jak reszta klasy, spojrzeli na mnie. Poczułam narastające napięcie i frustrację. Nie byłam przyzwyczajona do bycia w centrum uwagi, zawsze stałam z tyłu i po prostu obserwowałam. Strach oblał mnie całą, a ciarki przeszły po plecach.
  Nabrałam powietrza i westchnęłam, by chodź trochę się uspokoić.
- Nazwyam się Aya Fuuma. Dopiero ok kilku tygodni mieszkam w Tokio, wcześniej dużo się przeprowadzałam. Interesuję się fotografią i tworzeniem.
- Rozwiń myśl. - Wtrącił Uchiha, świdrując mnie swoim dziwnym spojrzeniem. Jego brązowe oczy dosłownie wierciły mi dziurę w głowie. Pod takim ciężarem na krótką chwilę spuściłam wzrok, poczułam jak moje policzki nabierają żywszych kolorów, a ogień rozpala mnie od środka.
- Moja twórczość oscyluje wokół opowiadań, wierszy i krótkich tekstów. Czasami też maluję.
  Mogąc w końcu usiąść za pozwoleniem nauczyciela, wbiłam wzrok w nadciągające burzowe chmury. Przez resztę czasu, który pozostał mi do opuszczenia murów szkoły miałam wrażenie, że wzrok Uchihy zatrzymuje się na mnie na chwilę, by potem powrócić do obserwowania klasy. Takie wrażenie nie opuszczało mnie, aż do dzwonka.