czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 5


  Przez kolejny tydzień chodziłam po lekcjach do psychologa i razem próbowaliśmy rozwiązać mój nieistniejący problem. Wyszło w końcu na to, że nie wspomniałam ani słowem o tym, że mój ojciec należy do yakuzy i nasze życie wisi na włosku. Nie przemogłam się i nie podjęłam próby zburzenia muru. Wszystkie problemy zachowałam dla siebie. Do czasu.
- Aya! - Zawołała Sakura, dosłownie wbiegając do klasy jak oparzona.
- Co się stało? - Odłożyłam czytaną przeze mnie książkę na ławkę i spojrzałam na uradowaną twarz dziewczyny. Za nią do klasy wbiegł Naruto z Hinatą u swego boku. Trzy dni temu chłopak w końcu powiedział Hinacie co czuje i teraz są szczęśliwą parą. Cieszyłam się z ich szczęścia i życzyłam im jak najlepiej.
- Idziemy dziś na karaoke. Naruto zarezerwował nam miejsce i o siódmej zaczynamy. Przedtem idziemy jeszcze coś zjeść. - Sakura zawisła nade mną. - Nie daj się prosić. Chodź z nami.
- Przepraszam, ale nie mogę. Dziś po lekcjach...
- … Panna Fuuma jest wolna. - Dokończył za mnie znajomy głos.
  Obróciłam lekko głowę, by spojrzeć prosto w brązowe tęczówki które bacznie mnie obserwowały. Właśnie zaczynała się godzina wychowawcza.
- Wolna? - Spytałam. Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Tak, wolna. - Potwierdził wolno Madara z uśmiechem. Swoją torbę położył na krześle i wyjął z niej książkę. Rozpoznałam jej okładkę oraz autora. Następnie nauczyciel podszedł do naszej dwójki i spojrzał z góry zza oprawek okularów. Sakura odsunęła się i zrównała ze mną. - Przyjdziesz do mnie jutro i nadrobimy stracony czas.
  Poczułam dreszcze biegnące po moich plecach. Nagle ogarnęło mnie przenikliwe zimno, chodź na dworze było ciepło, a ja miałam na sobie sweter. Cienki, ale jednak sweter. Przez tydzień uczestniczyłam w sesjach, które rzekomo miały mi pomóc odnaleźć siebie, jednak zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę Madara Uchiha pozostawał dla mnie tajemniczą osobą. Przez ten czas tylko ja mówiłam o sobie, on jedynie potakiwał lub dawał mi różne rady.
- No to jestem wolna. - Uśmiechnęłam się życzliwie. Miałam nadzieję, że wspólny wypad nie okaże się klapą, a ja nie zrobię z siebie idiotki.
- No to jesteśmy umówieni. - Sakura zajęła miejsce w ławce i wsłuchała się w monolog Madary, który jakoś gdzieś mi umknął.
  Cały czas myślałam o wypadzie na karaoke, na zmianę z ojcem. Co robił? Gdzie był? Czy jeszcze żył? Niczego nie mogłam być pewna w stu procentach.

  Zaraz po skończonych lekcjach: Naruto, Hinata, Sakura, Ino i Ja wybraliśmy się na kolację, po której szybko zawinęliśmy się na karaoke. Pierwszą z piosenek wybrała Sakura. Jej głos był melodyjny, spokojny i dziwnie kojący. Na chwilę zapomniałam o wszystkich smutkach i dolegliwościach. Czułam się jakby żadne problemy nigdy mnie nie tknęły.
- Chcesz coś do picia? - Spytał Naruto, rozbijając nagle moje lustro przemyśleń.
- Tak. Colę jeśli mogę prosić. - Powiedziałam grzecznie.
  Kiedy Sakura skończyła swój chwilowy debiut, na „scenę” wskoczyła Ino, która wcześniej wydawała mi się nieśmiałą i skrytą w sobie dziewczyną. Jej głos był niższy niż Sakury i bardziej trafiał w ucho.
  Nie wiem czemu, ale nagle pomyślałam o spotkaniach z psychologiem. O tym, że może jednak warto zaryzykować i wyrzucić z siebie wszystko co tak naprawdę mnie przygnębiało. Może on rzeczywiście jest w stanie mi pomóc, bo jeśli dalej sama będę zmagać się z problemami tej wagi, nie wytrzymam i prędzej czy później chwycę za żyletkę i poleje się krew.
- Dobrze się czujesz? - Spytała Hinata, dotykając delikatnie mojego ramienia. Spojrzałam na nią ciepło i uśmiechnęłam się.
- Tak, ale.... - To wymagało poświęcenia przyjaciół, których nigdy nie miałam. Nie mogłam ich narażać. - Muszę coś załatwić.
  Zabrałam szybko swoje rzeczy, zostawiając znajomych z wyrazem zdziwienia na twarzy. Wybiegłam z klubu karaoke i kierując się w stronę szkoły, w myślach błagałam, aby Madara tam jeszcze był. Łzy napłynęły mi do oczu, bo w końcu zdałam sobie sprawę jak te wszystkie sprawy mnie przytłaczały. Był to wielki ciężar na moich barkach, z którym nie umiałam sobie poradzić w żaden sposób.
  Stop! Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była godzina dziewiętnasta czterdzieści, więc szkoła jest już dawno zamknięta, a ja stoję jak idiotka i ryczę na środku chodnika. Schowałam telefon do kieszeni i zrezygnowana zawróciłam do domu. Dziś mogłam jedynie liczyć na wsparcie mojego kota. Chociaż i tak Kuro zaśnie szybciej, a ja poprzestanę na jego głaskaniu.
  Kolejną trapiącą mnie sprawą było to, że zostawiłam swoich przyjaciół.
- Jestem porażką.
  Kątem oka dostrzegłam zarys pasów na ulicy, więc i tam się skierowałam. Moje oczy były pełne łez, a gdzieś obok rozległ się pisk opon i klakson.
- Patrz, to ona! - Z okna pojazdu wychylił się mężczyzna o fioletowych włosach związanych w kucyk.
  Obróciłam się w jego stronę, kiedy wysiadał z samochodu. Był ubrany w czarny, elegancki garnitur, a w ręce trzymał coś ciemnego, co błysnęło w świetle latarni.
- Hej, nie bój się. - Uśmiechnął się i podszedł do mnie na odległość zaledwie paru kroków. - Jestem znajomym twojego ojca. Pewnie ci o mnie wspominał.
- Nie. - Burknęłam, robiąc krok do tyłu. Ścisnęłam ramię swojej torby i uważnie przyjrzałam się facetowi.
- Nie? - Ponownie się zaśmiał, jednak zaraz jego mina się zmieniła. - Wielka szkoda, bo ja wiem o tobie dość sporo.
  Mężczyzna rzucił się w moją stronę z czarnym workiem trzymanym w ręce. Zdążyłam odskoczyć w bok, przez co nieznajomy prawie zaliczył glebę. Zreflektowałam się, spojrzałam na samochód, który już ruszał w moją stronę i rzuciłam się do ucieczki.
   Biegłam przed siebie, byle jak najdalej od tych gości.
- Bierz ją Kento! - Usłyszałam za sobą krzyk i rytmiczne kroki.
  Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam biegnącego za mną wcześniej wspomnianego Kento. Mężczyzna był coraz bliżej, a ja - zdawać by się mogło - powoli zwalniałam. Czułam jak moje płuca powoli zaczynają płonąć żywym ogniem. Było mi źle, zimno i czułam niewyobrażalny strach.
Musiałam uciekać przez zbirami, którzy zapewne byli z jakiejś yakuzy ojca, z którą miał powiązanie.
- Poczekaj! Zatrzymaj się! - Wołał Kento, lecz ja nic robiłam sobie z jego próśb. Nie mogłam się zatrzymać.
  Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę, która wychodziła na znaną mi ulicę, gdzie niestety nie jeździło za dużo aut, więc nikt nie skoczy mi na ratunek. Przedarłam się przez sterty kartonów i różnych gazet oraz wyminęłam zwinnie wielki, zielony kontener, który pociągnęłam za sobą, by chodź trochę zwolnić swoich oprawców.
  W tej chwili cieszyłam się, że w poprzednich szkołach chodziłam na lekcje lekkoatletyki.
Gdy wybiegłam z ciemnej uliczki, do moich uszu doszedł pisk opon, dźwięk klaksonu i oślepiające światło białych lamp. Nie patrząc nawet za siebie, podbiegłam do drzwi ze strony pasażera i wsiadłam do samochodu.
- Jedź! - Krzyknęłam, a kierowca od razu dał po gazie.

  Przez strach władający moim ciałem nie spojrzałam nawet na kierowcę, który okazał się moim wybawicielem. Jakie, jednak było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam znajomy głos.  




  Wybaczcie mi potworne opóźnienie. Nie miałam ani czasu, ani chęci na pisanie, ale spróbuję się poprawić :D




























1 komentarz:

  1. No, w końcu nowy rozdział!
    A wraz z nim ciekawa akcja :3 Dlaczego mam wrażenie, że wybawcą będzie nie kto inny jak Madara? ;>
    Jejku, czekam aż w końcu rozwinie się znajomość nauczyciela i uczennicy!
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń