Przez kolejny
tydzień chodziłam po lekcjach do psychologa i razem próbowaliśmy
rozwiązać mój nieistniejący problem. Wyszło w końcu na to, że
nie wspomniałam ani słowem o tym, że mój ojciec należy do yakuzy
i nasze życie wisi na włosku. Nie przemogłam się i nie podjęłam
próby zburzenia muru. Wszystkie problemy zachowałam dla siebie. Do
czasu.
- Aya! - Zawołała
Sakura, dosłownie wbiegając do klasy jak oparzona.
- Co się stało? -
Odłożyłam czytaną przeze mnie książkę na ławkę i spojrzałam
na uradowaną twarz dziewczyny. Za nią do klasy wbiegł Naruto z
Hinatą u swego boku. Trzy dni temu chłopak w końcu powiedział
Hinacie co czuje i teraz są szczęśliwą parą. Cieszyłam się z
ich szczęścia i życzyłam im jak najlepiej.
- Idziemy dziś na
karaoke. Naruto zarezerwował nam miejsce i o siódmej zaczynamy.
Przedtem idziemy jeszcze coś zjeść. - Sakura zawisła nade mną. -
Nie daj się prosić. Chodź z nami.
- Przepraszam, ale
nie mogę. Dziś po lekcjach...
- … Panna Fuuma
jest wolna. - Dokończył za mnie znajomy głos.
Obróciłam lekko
głowę, by spojrzeć prosto w brązowe tęczówki które bacznie mnie obserwowały. Właśnie zaczynała się godzina wychowawcza.
- Wolna? - Spytałam.
Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam.
- Tak, wolna. -
Potwierdził wolno Madara z uśmiechem. Swoją torbę położył na
krześle i wyjął z niej książkę. Rozpoznałam jej okładkę oraz
autora. Następnie nauczyciel podszedł do naszej dwójki i spojrzał
z góry zza oprawek okularów. Sakura odsunęła się i zrównała ze
mną. - Przyjdziesz do mnie jutro i nadrobimy stracony czas.
Poczułam dreszcze
biegnące po moich plecach. Nagle ogarnęło mnie przenikliwe zimno,
chodź na dworze było ciepło, a ja miałam na sobie sweter. Cienki,
ale jednak sweter. Przez tydzień uczestniczyłam w sesjach, które
rzekomo miały mi pomóc odnaleźć siebie, jednak zdałam sobie
sprawę, że tak naprawdę Madara Uchiha pozostawał dla mnie
tajemniczą osobą. Przez ten czas tylko ja mówiłam o sobie, on
jedynie potakiwał lub dawał mi różne rady.
- No to jestem
wolna. - Uśmiechnęłam się życzliwie. Miałam nadzieję, że
wspólny wypad nie okaże się klapą, a ja nie zrobię z siebie
idiotki.
- No to jesteśmy
umówieni. - Sakura zajęła miejsce w ławce i wsłuchała się w
monolog Madary, który jakoś gdzieś mi umknął.
Cały czas
myślałam o wypadzie na karaoke, na zmianę z ojcem. Co robił?
Gdzie był? Czy jeszcze żył? Niczego nie mogłam być pewna w stu
procentach.
Zaraz po
skończonych lekcjach: Naruto, Hinata, Sakura, Ino i Ja wybraliśmy
się na kolację, po której szybko zawinęliśmy się na karaoke.
Pierwszą z piosenek wybrała Sakura. Jej głos był melodyjny,
spokojny i dziwnie kojący. Na chwilę zapomniałam o wszystkich
smutkach i dolegliwościach. Czułam się jakby żadne problemy nigdy
mnie nie tknęły.
- Chcesz coś do
picia? - Spytał Naruto, rozbijając nagle moje lustro przemyśleń.
- Tak. Colę jeśli
mogę prosić. - Powiedziałam grzecznie.
Kiedy Sakura
skończyła swój chwilowy debiut, na „scenę” wskoczyła Ino,
która wcześniej wydawała mi się nieśmiałą i skrytą w sobie
dziewczyną. Jej głos był
niższy niż Sakury i bardziej trafiał w ucho.
Nie wiem czemu,
ale nagle pomyślałam o spotkaniach z psychologiem. O tym, że może
jednak warto zaryzykować i wyrzucić z siebie wszystko co tak
naprawdę mnie przygnębiało. Może on rzeczywiście jest w stanie
mi pomóc, bo jeśli dalej sama będę zmagać się z problemami tej
wagi, nie wytrzymam i prędzej czy później chwycę za żyletkę i
poleje się krew.
- Dobrze się
czujesz? - Spytała Hinata, dotykając delikatnie mojego ramienia.
Spojrzałam na nią ciepło i uśmiechnęłam się.
- Tak, ale.... - To
wymagało poświęcenia przyjaciół, których nigdy nie miałam. Nie
mogłam ich narażać. - Muszę coś załatwić.
Zabrałam szybko
swoje rzeczy, zostawiając znajomych z wyrazem zdziwienia na twarzy.
Wybiegłam z klubu karaoke i kierując się w stronę szkoły, w
myślach błagałam, aby Madara tam jeszcze był. Łzy napłynęły
mi do oczu, bo w końcu zdałam sobie sprawę jak te wszystkie sprawy
mnie przytłaczały. Był to wielki ciężar na moich barkach, z
którym nie umiałam sobie poradzić w żaden sposób.
Stop! Spojrzałam
na wyświetlacz telefonu. Była godzina dziewiętnasta czterdzieści,
więc szkoła jest już dawno zamknięta, a ja stoję jak idiotka i
ryczę na środku chodnika. Schowałam telefon do kieszeni i
zrezygnowana zawróciłam do domu. Dziś mogłam jedynie liczyć na
wsparcie mojego kota. Chociaż i tak Kuro zaśnie szybciej, a ja
poprzestanę na jego głaskaniu.
Kolejną trapiącą
mnie sprawą było to, że zostawiłam swoich przyjaciół.
- Jestem porażką.
Kątem oka
dostrzegłam zarys pasów na ulicy, więc i tam się skierowałam.
Moje oczy były pełne łez, a gdzieś obok rozległ się pisk opon i
klakson.
- Patrz, to ona! - Z
okna pojazdu wychylił się mężczyzna o fioletowych włosach
związanych w kucyk.
Obróciłam się w
jego stronę, kiedy wysiadał z samochodu. Był ubrany w czarny,
elegancki garnitur, a w ręce trzymał coś ciemnego, co błysnęło
w świetle latarni.
- Hej, nie bój się.
- Uśmiechnął się i podszedł do mnie na odległość zaledwie
paru kroków. - Jestem znajomym twojego ojca. Pewnie ci o mnie
wspominał.
- Nie. - Burknęłam,
robiąc krok do tyłu. Ścisnęłam ramię swojej torby i uważnie
przyjrzałam się facetowi.
- Nie? - Ponownie
się zaśmiał, jednak zaraz jego mina się zmieniła. - Wielka
szkoda, bo ja wiem o tobie dość sporo.
Mężczyzna rzucił
się w moją stronę z czarnym workiem trzymanym w ręce. Zdążyłam
odskoczyć w bok, przez co nieznajomy prawie zaliczył glebę.
Zreflektowałam się, spojrzałam na samochód, który już ruszał w
moją stronę i rzuciłam się do ucieczki.
Biegłam przed
siebie, byle jak najdalej od tych gości.
- Bierz ją Kento! -
Usłyszałam za sobą krzyk i rytmiczne kroki.
Obejrzałam się
za siebie i dostrzegłam biegnącego za mną wcześniej wspomnianego
Kento. Mężczyzna był coraz bliżej, a ja - zdawać by się mogło - powoli zwalniałam. Czułam jak moje płuca powoli zaczynają
płonąć żywym ogniem. Było mi źle, zimno i czułam
niewyobrażalny strach.
Musiałam uciekać
przez zbirami, którzy zapewne byli z jakiejś yakuzy ojca, z którą
miał powiązanie.
- Poczekaj!
Zatrzymaj się! - Wołał Kento, lecz ja nic robiłam sobie z jego
próśb. Nie mogłam się zatrzymać.
Skręciłam w
pierwszą lepszą uliczkę, która wychodziła na znaną mi ulicę,
gdzie niestety nie jeździło za dużo aut, więc nikt nie skoczy mi
na ratunek. Przedarłam się przez sterty kartonów i różnych gazet
oraz wyminęłam zwinnie wielki, zielony kontener, który pociągnęłam
za sobą, by chodź trochę zwolnić swoich oprawców.
W tej chwili
cieszyłam się, że w poprzednich szkołach chodziłam na lekcje
lekkoatletyki.
Gdy wybiegłam z
ciemnej uliczki, do moich uszu doszedł pisk opon, dźwięk klaksonu
i oślepiające światło białych lamp. Nie patrząc nawet za
siebie, podbiegłam do drzwi ze strony pasażera i wsiadłam do
samochodu.
- Jedź! -
Krzyknęłam, a kierowca od razu dał po gazie.
Przez strach
władający moim ciałem nie spojrzałam nawet na kierowcę, który
okazał się moim wybawicielem. Jakie, jednak było moje zdziwienie,
kiedy usłyszałam znajomy głos.
Wybaczcie mi potworne opóźnienie. Nie miałam ani czasu, ani chęci na pisanie, ale spróbuję się poprawić :D
No, w końcu nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńA wraz z nim ciekawa akcja :3 Dlaczego mam wrażenie, że wybawcą będzie nie kto inny jak Madara? ;>
Jejku, czekam aż w końcu rozwinie się znajomość nauczyciela i uczennicy!
Pozdrawiam! <3