Nikt
nie potrafił poradzić sobie z Akatsuki. Zawsze, albo uciekali
jakimś sposobem policji, albo nie było przeciwko nim żadnych
dowodów. Swoimi chytrymi i nieczystymi zagrywkami potrafili obrobić
z pieniędzy dosłownie każdego i tylko ten, kto należał do
yakuzy, wiedział jak się z nimi obchodzić.
Madara
raz jeszcze spojrzał na pogrążona w głębokim śnie dziewczynę:
wyglądała na całkowicie bezbronną i potrzebująca natychmiastowej
pomocy. I chodź z jej zachowania można było wywnioskować, że
jest naprawdę dojrzała, to teraz widząc ją w tym stanie, mogłoby
się komuś zrobić jej żal.
Mężczyzna
po cichu opuścił sypialnię i zadowolił się ciepłym prysznicem,
po którym obowiązkowo ułożył się na nie dość wygodnej rogówce
i zasnął. Śniłam o zimowej, deszczowej nocy. Stałam na środku
drogi, którą przecinały białe pasy, a światło latarni rzucało
nienaturalny odcień bieli ma mężczyznę, który był zwrócony do
mnie plecami. Od razu mogłam stwierdzić kim był.
Madara.
Postąpiłam
krok do przodu, jednak zaraz świata wokół mnie zmienił się w
postrzępiony obraz i jak farba olejna stracił kształty oraz
kolory. Chciałam zrobić jeszcze kilka kroków w kierunku Uchihy,
lecz moje ciało nagle stało się zbyt ciężkie, by ruszyć do
przodu.
Nie
mogłam krzyczeć, a tak bardzo chciałam go zawołać, by mi pomógł.
Jedyne co otrzymałam to ostry ból w okolicy żołądka. Madara
obróciwszy się w moją stronę, wycelował we mnie z pistoletu i
pociągnął za spust.
W
nocy przebudziłam się co najmniej trzy, jak nie cztery razy,
kuszona dziwnym uczuciem niepokoju. Spoglądając pierwszy raz na
pokój, w którym się znalazłam wpierw odczułam wszech ogarniający
mnie strach. Przez krótką chwilę nie mogłam sobie przypomnieć co
stało się zaledwie kilka godzin temu, ale wydarzenia z ubiegłego
dnia szybko wdarły się do mojej głowy i zaprowadziły w niej
chaos.
Miałam
tyle pytań, na które nie znałam żadnej sensownej odpowiedzi:
dlaczego mężczyzna w fioletowych włosach mnie gonił? Czego
chciała ode mnie reszta jego ekipy? I w końcu, dlaczego
powiedziałam o wszystkich moich problemach Madarze. Przecież nie
tak dawno upierałam się, że będę milczeć i do wszystkiego
dodaję sama. Co mną kierowało, kiedy wyrzucałam z siebie
nieprzyjemne wspomnienia? Dlaczego tak się stało?
Byłam
zła na Madare za to, że tak łatwo mnie przejrzał, czy na siebie,
że tak szybko uległam? Wstałam z naprawdę wygodnego łóżka,
opierając bose stopy na zimnej jak lód podłodze. Na początku się
wzdrygnęłam, kiedy po całym moim ciele przebiegły dreszcze, lecz
nie musiałam czekać długo, aby się przyzwyczaić. Podniosłam się
z posłania i podeszłam do zasłoniętego żaluzją okna.
Pociągnęłam za sznurek budząc mechanizm rolety do działania, po
czym moim oczom ukazał się skąpany w blasku bladego i zimnego
słońca niewielki, lecz zadbany ogród.
Nie
było tu przesadności, jedynie drzewo, kilka krzewów i roślin.
Ogród, jak każdy inny. Obróciłam się na pięcie, dostrzegając
na krześle obok łóżka swoje ciuchy. Były suche, więc śmiało
mogłam z powrotem je na siebie przywdziać. Wzięłam ubrania i po
cichu otworzyłam drzwi na korytarz.
Przez
chwilę jeszcze nasłuchiwałam czy gospodarz się nie obudził, po
czym na palcach przeszłam do łazienki, w której spędziłam sporą
ilość czasu próbując doprowadzić się do względnego porządku.
-
Wszystko w porządku? - Gdy rozległo się niegłośne pukanie do
drzwi, podskoczyłam w miejscu. Przestraszyłam się przez co
straciłam z umywalki niewielkie lusterko, które jednak zdążyłam
złapać w locie. Refleks szachisty.
-
Tak. - Odparłam po głębszym oddechu.
-
Przygotowałem śniadanie. Zejdź jak skończysz. - Powiedział
Madara i już po sekundzie usłyszałam jego kroki na schodach.
Jak
to się stało, że nie spostrzegłam kiedy po nich wchodził? Byłam,
aż tak zamyślona, że wyłączyłam słuch? Ostatni
raz spojrzałam na swoje marne oblicze w lustrze. Mimo starannego
zabiegu, który miał zmienić mnie z zombie w człowieka, nie
wygalałam lepiej. Sińce pod oczami, blada skóra i puste
spojrzenie.
-
Dobra, muszę zejść do kuchni i przynajmniej spróbować wyglądać
jak człowiek. - Uszczypnęłam się w policzka, co na chwilę
przywróciło im kolor, po czym zostawiając niewdzięczne lustro
wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kuchni, skąd
dobiegł mnie przyjemny zapach świeżych tostów, jajecznicy i soku
pomarańczowego.
Madara
kręcił się koło lodówki, co chwilę na powrót stawiając coś
na stole. Musiałam przyznać, że pierwszy raz czułam się tak
dziwnie. Niby nic, bo to zwykłe śniadanie, ale Uchiha w czarnych
spodniach i tego samego koloru golfie był naprawdę intrygującym
zjawiskiem.
-
Aya. - Usłyszałam nagle jego głos blisko siebie. Spojrzałam do
góry. - Wyłączyłaś się? Madara stał przede mną z kubkiem kawy
w ręce. Upił spokojnie jej łyk, patrząc na mnie przenikliwym
wzrokiem.
-
E... tak. - Postarałam się o przekonywujący uśmiech. Gestem ręki
gospodarz domu wskazał mi krzesło, a ja posłusznie na nim
usiadłam.
Na
talerzu przed sobą miałam jajecznicę i dwa tosty, a obok sok
pomarańczowy i słoik dżemu. Madara usiadł po mojej prawej i sam
zabrał się za jedzenie. W duchu stwierdziłam, że pierwszy raz jem
z nauczycielem śniadanie w jego domu, w którym spędziłam noc.
Momentalnie moje policzki zapłonęły, a ja zakrztusiłam się
tostem. Kiedy zauważyłam w górze rękę Uchihy, powstrzymałam
go.
-
Jest... dobrze. - Odchrząknęłam, szybko rozumiejąc sytuację.
Madara spojrzał na moje rękawy z dezaprobatą. - Zauważyłem, że
dobrze dogadujesz się z rówieśnikami. - Skupił się na swoim
śniadaniu.
-
Tak. - Przytaknęłam. Ręką mi zadrżała i nagle zatrzymała się
w miejscu, ściskając widelec.
Zauważył.
Ktoś
pierwszy raz zauważył, że dogaduję się z innymi, a nie tylko ich
odtrącam. Nagle zrobiło mi się miło, a uśmiech sam przebił się
przez stalową maskę, która zawsze ubierałam nim wyszłam z domu.
Jak na zwykłego, szkolnego psychologa, Madara potrafi wiele ze mnie
wyciągnąć bez większego problemu. Nigdy bym nie pomyślała, że
na mojej drodze stanie ktoś taki.
-
Oni są... mili. Są naprawdę zgraną klasą. - Uśmiechnął się
szczerze.
-
Trafiłaś na dobrych ludzi Ayo. - Chciałam wierzyć, że jego słowa
są prawdą, ale przez własne doświadczenie wiedziałam, że
ludziom nie można ufać od tak. - Powiedz... czy ktoś jeszcze wie
o...
-
Nie. - Stwierdziłam szybko. - O moim ojcu wiesz tylko ty.
-
Rozumiem. - Madara zamyślił się na dłuższą chwilę podczas,
której mogłam dokończyć śniadanie i zająć się pysznym,
świeżym sokiem pomarańczowym. - A twoja rodzina? Nie masz kogoś,
u kogo mogłabyś zamieszkać?
-
Mam ciocię, ale ona mieszka w innym kraju. Wyprowadziła się z
Japonii razem ze swoim mężem. - Wytłumaczyłam.
-
Hmm... Nie mogę bezpośrednio angażować się w twoje prywatne
sprawy, ale jeśli kiedykolwiek będziesz szukać pomocy, zwróć się
do mnie.
Czy
to były kolejne puste słowa, którym nie mogłam ufać?
Jeszcze
przed południem wróciłam do domu. Madara był na tyle hojny, że
zawiózł mnie pod same drzwi i sprawdził czy w mieszkaniu nie ma
jakiś podejrzanych typków, którzy koniecznie chcieli poznać mnie
trochę bliżej.
Kuro
już od wejścia zamęczył mnie miauczeniem i fochem. No cóż, miał
powód, bo jego wredna pani nie dała mu puszki i musiał zadowolić
się suchą karmą.
-
Mógłbyś tylko udawać, że się martwiłeś. - Fuknęłam na
niego, kiedy wlewałam letnie mleko do jego miseczki. Kot w
ostateczności mnie olał i oddał się przyjemności, jaka wynikała
z opróżnienia naczynia.
Nagle
drzwi do domu trzasnęły, a w progu stanął mój ojciec. Kompletnie
pijany i pobity. Nie miałam zamiaru wdawać się z nim w żadne
słowne potyczki, więc opuściłam kuchnię i poszłam do swojego
pokoju. Jednak kiedy tylko moja noga dotknęła pierwszego schodka,
żelazny uścisk zacisnął się na mojej ręce i pociągnął do
tyłu. Upadlam na plecy czując jak ostry ból rozchodzi się po
moich kościach i mięśniach.
-
Gdzieś ty była? - Spytał, a smród jaki poczułam wywołał u mnie
odruch wymiotny. Spróbowałam się wyswobodzić z jego uścisku,
lecz to tylko pogorszyło sprawę. Ojciec rozwalił butelkę, która
trzymał w ręce o kant ściany, a jej kruche i bardzo ostre kawałki
potoczyły się po podłodze. Przestraszyłam się nie na żarty.
Owszem często dochodziło do takich
sytuacji, ale ojciec nigdy mnie nie skrzywdził w taki sposób.
-
Spałam u koleżanki. - Warknęłam gniewnie. Próbowałam się
uspokoić i nie patrzeć na ostre końce butelki, które były coraz
bliżej mojej twarzy.
-
Kłamiesz. - Wrzasnął głośno. - Widziałem pod domem auto. Kto to
był? Glina?
Widział
mnie jak wysiadałam z samochodu Madary?
Nie
miałam nic na swoją obronę. Ojciec mnie widział i nie było sensu
kłamać. Milczałam.
-
Pytam się. Butelka zawisła nad moją twarzą i z impetem wbiła się
w podłogę milimetry od mojej twarzy.
Chociaż i tak podczas uderzenie jeden z kawałków trafił mnie w
policzek rozcinając skórę. Zdusiłam w sobie krzyk. Czerwona,
ciepła krew spłynęła po mojej buzi.
-
Do pokoju! - Ojciec puścił mnie, a ja natychmiastowo ewakuowałam
się z holu. Grzebiąc w szafce wyciągnęłam z niej butelkę wody,
którą odkręciłam, a zawartość wylałam na chusteczkę. Powoli
przemyłam ranę i lekko zaschnięta krew, po czym sięgnęłam do
szuflady biurka skąd zabrałam pudełko z plastrami.